Kolejna nowość od Kultury Gniewu to również kolejne
wznowienie. Tym razem padło na „Bajki Urłałckie” Krzysztofa „Prosiaka” Owedyka.
Z tym, że wznowiony materiał stanowi jedynie niespełna czterdzieści storn tego
albumu. Cała reszta, czyli sto plansz, to rzeczy dotąd nieznane, ale – jak zawsze
w przypadku twórczości tego autora – absolutnie warte poznania.
Witajcie w Urłałcji i poznajcie jej historię. Wyruszcie
w podróż w siedmiopromilowych butach przez trzy okresy tego dziwnego lądu, od
czasów Dynastii Ksero, przez Rewolucję Kulturalno-Gniewną, po Okres
Monstruacyjny. Odkryjcie losy takich postaci, jak Janko Muzykant, Kopciuszek,
Baba Jaga starowinka czy Królowa Śniegu, zanurzcie. Posłuchajcie ballady o
człowieku-kuniu, zobaczcie kota w półbutach i zajrzyjcie do świata korpopaproci.
Gotowi?
„Bajki Urłałckie” to zbiór krótkich humoresek
Prosiaka z różnych okresów jego twórczości. Najstarsze z nich pochodzą z początków
lat 90. XX wieku, kolejna porcja to materiał, który powstał mniej więcej na początku
XXI wieku, wydany w albumie „Bajki Urłałckie stare i nowe”. Cała reszta, czyli
zdecydowana większość tomu, to materiał całkiem nowy, dopełniający opowieści i rozwijający
dziwaczne, ale jakże znajome uniwersum Prosiaka.
Bo „Bajki Urłałckie” to nie tylko swoiste
parodiowanie i przedrzeźnianie klasycznych bajek i baśni, zabawa motywami i
popkulturowymi naleciałościami, ale też i satyra. Satyra społeczna, literacka,
piętnująca i obśmiewająca najróżniejsze rzeczy, ale i przy okazji bawiąca się
tym wszystkim. Ulubione baśniowe motywy, historia, legendy, nawet manga i
anime, wszystko to spotyka się tu, przeplata, łączy i oferuje czytelnikowi
kawał świetnej, czasem niewyszukanej, czasem wulgarnej, ale jednak i inteligentnej
rozrywki, która ma coś do powiedzenia.
Rozrywki dobrze przy tym narysowanej. Prosiak ze
swoim charakterystycznym stylem doskonale pasuje do snutych przez siebie
opowieści. Tym razem jednak, jak to na bajki przystało, wszystko to dostajemy w
pełnym kolorze, bo przecież tego typu historie powinny być barwne i wpadać w
oko. I robią to. Całość wieńczy tradycyjnie znakomity wydanie w twardej oprawie
i na papierze kredowym, które ładnie prezentuje się na półce.
I cóż zostaje mi do dodania, jak nie zachęcić Was
do sięgnięcia? Zresztą czy jednak kogoś trzeba przekonywać, że po komiksy
Prosiaka sięgać jest warto? Jeśli jednak ktoś taki by się znalazł, polecam, bo „Oszałamiające
Bajki Urłałckie” to naprawdę bardzo dobry komiks. Nie każdego kupi, w to nie
wątpię, bo dzieła Owedyka trafiają raczej w konkretny target czytelników
niekoniecznie delikatnych i wychowanych na polskich opowieściach graficznych
lat 90., ale i tak to wartościowy produkt, do którego ja sam jeszcze nieraz
chętnie wrócę. I mam nadzieję, że doczekamy się też wznowienia „Prosiacka”.
Komentarze
Prześlij komentarz