The Amazing Spider-Man 1/1997: Moc i odpowiedzialność, cz. I i II: Nadejście cienia / Upadek – Todd Dezago, Mark Bagley, Tom DeFalco, J. M. DeMatteis, Sal Buscema, Terry Kavanagh, Steven Butler
Chyba nie ma osoby, która interesując się
komiksami, nie słyszałaby o „Sadze klonów”, największym spiderowym evencie w
dziejach. Największym, ale też i najbardziej mieszanym z błotem. Evencie, który
zaczął się jako rewolucja, która miała mieć swój finał w 400 zeszycie serii,
ale trwała o wiele dłużej, stając się niemal przyczyną upadku „Amazing
Spider-Mana”. Wciąż jednak to historia, którą warto poznać i wyrobić sobie o
niej własne zdanie, a ja właśnie zabieram się za przypomnienie najważniejszych
jej rozdziałów, wydanych po polsku przez TM-Semic.
Opowieść zaczyna się od trzęsienia ziemi: Peter na
dachu szpitala spotyka swojego klona. Klona, który przed laty zginął. Skąd się
tu wziął? Jak przeżył? I co to będzie oznaczało dla naszego bohatera?
Tymczasem szpital Ravencroft przejmuje szalony
Judasz Podróżnik, który wkrótce składa Spider-Manowi propozycję, z której nie ma dobrego wyjścia. Jak
z takim natłokiem wydarzeń poradzi sobie Peter? I czym się one dla niego
skończą?
Oto początek drugiej „Sagi klonów" i początek udany. Jak to mówi przysłowie: dobre złego początki. I to jak dobre. Zeszyt zaczyna się mocnym akcentem – dla polskich czytelników, którzy nie znali pierwszej „Sagi klonów” z lat 70. XX wieku może nie tak mocnym, ale jednak – a potem jest tylko lepiej. Dobra akcja, świetny klimat, typowy dla lat 90., a w końcu powaga, bo ostatnia dekada dwudziestego stulecia to okres mrocznych, psychologicznych opowieściom o kryzysach tożsamości i to widać tu wyraźnie.
Jest też dobra akcja, dobrze zrobione postacie,
mnóstwo pytań, które padają, ale bez udzielania odpowiedzi itd., itd. Czyta się
to bardzo przyjemnie i równie przyjemnie ogląda. Ale co się dziwić, skoro nad
albumem pracowali tacy artyści, jak Mark Bagley, J. M. DeMatteis czy Sal
Buscema, którzy w tym czasie znajdowali się na szczycie – nie tylko
popularności, ale i swoich rysowniczych możliwości.
Co prawda im dłużej ciągnęła się „Saga klonów”, tym
bardziej się rozmywała, ale te początki są udane. Bardziej dla fanów, niż
nowych odbiorców, ale jednak. Warto więc poznać tę opowieść, która miała przynieść
wielką zmianę i odkryć przed nami, że Peter to tak naprawdę jego klon, a jego
klon jest tym prawdziwym i powraca na należne mu miejsce. Ja ze swej strony
polecam i mam nadzieję, że w końcu rzecz ukaże się w całości na polskim rynku. Byłoby
miło, nawet jeśli często historia ta przyprawia o zgrzytanie zębami.
Komentarze
Prześlij komentarz