Thanos #2 – Donny Cates, Dylan Burnett, Geoff Shaw

PRZYSZŁOŚĆ THANOSA

 

Wydawnictwo Egmont właśnie zaserwowało nam drugi i zarazem ostatni tom serii Thanos. Po pierwszej części, napisanej prze znakomitego Jeffa Lemiera, tytuł trafił w ręce Donny’ego Catesa. Ten zaś uczynił z niego iście eventową rozrywkę, czasem szaloną i zabawną, czasem poważną i widowiskową. I czyta się to naprawdę bardzo przyjemnie.

 

Thanos już prawie miał w rękach nieograniczoną władzę, kiedy niespodziewanie ją utracił. Jednak według niego jego ostateczne zwycięstwo jest nieuniknione – to tylko kwestia czasu. Po podporządkowaniu Chitauri wydaje mu się, że wreszcie wygrana jest już blisko. Wtedy jednak na scenę niespodziewanie wkracza szalony (i szalenie dowcipny) Cosmic Ghost Rider i zabiera Thanosa w przyszłość. Kto jest zleceniodawcą Ghost Ridera i jaki jest cel tej wyprawy? A może sam Ghost Rider potrzebuje Thanosa, żeby zrealizować swój plan? Scenariusz napisał Donny Cates („Venom”), a rysunki przygotowali Dylan Burnett („Ant-Man”) i Geoff Shaw („God Country”).

Album zawiera zeszyty „Thanos” (2016) #13–18, „Annual” #1 i „Cosmic Ghost Rider” #1–5.

 

Donny Cates to taki autor, o którym mówi się, ze napisze wszystko. Jednocześnie, jak pokazał w wydawanym po polsku Doktorze Strange’u, potrafi to robić. Na dodatek z lekkością, humorem i niekiedy eventowym zacięciem. I właśnie takim eventem jest ta historia o Thanosie, serwując nam epicką i widowiskową opowieść, która dzieje się nie tylko na łamach przygód tytułowego łotra, ale też i w pięciu zeszytach cyklu Cosmic Ghost Rider.

 


Poza tym Thanos w jego wykonaniu to połączenie superhero w realiach space opery z lekką historią, a także opowieścią o rodzinie, czym kontynuuje to, co zostawiło po sobie Lemire w poprzednim tomie. Dzięki temu mamy tutaj i typową akcję, pełną walk i popisów wyobraźni, mamy dynamikę i szybkie tempo, ale dostajemy także sporą dawkę spokojnych, scen. Owszem, autor nie robi tutaj nic wybitnego, ani nie odkrywa nowych komiksowych lądów, ale zapewnia nam naprawdę dobrą rozrywkę, która czasem potrafi zaskoczyć szaleństwem, a którą czyta się dosłownie jednym tchemm

 

Udane są tutaj także rysunki. Dylan Burnett i Geoff Shaw serwują nam tu bowiem wpadające w oko, nastrojowe i pełne komputerowych efektów ilustracje, pasujące do opowieści SF. Ogląda się to bardzo przyjemnie, oddające charakter całości i przydające jej tego, co przydawać powinny – posmaku rodem z epic movies i kinowych hitów Marvela.

 

W skrócie, każdy miłośnik Thanosa i Ghost Ridera powinien ten tom poznać. Tom solidnej grubości (288 stron) i dobrej jakości. A po wszystkim zostaje nam czekać już tylko na kolejny zapowiedziany właśnie, event od Marvela.


Recenzja ukazała się wcześniej na portalu Planeta Marvel.

Komentarze