Ari Aster zapowiedział
prace nad filmową adaptacją „Lekcji aktorstwa”, a Kultura Gniewu serwuje nam je
w komiksowym pierwowzorze. No i bez dwóch zdań jest to kolejny wielki (i chyba
na razie ostatni, bo z tego co się orientuję, to zostały już tylko jakieś
krótkie formy) komiks Nicka Drnaso. Rzecz jak zwykle sterylna, specyficzna, ale
jednocześnie pełna siły, prawdy i emocji. I zaludniona fascynującymi jednostkami,
których losów autentycznie jesteśmy ciekawi.
Różni ludzie, różne losy,
różne historie, jedna wspólna rzecz – lekcje aktorstwa. Grupka ludzi postanawia
skorzystać z darmowej oferty. Nauka, jak grać, ma być dobrą formą spędzenia wolnego
czasu, urozmaicenia życia, przełamania rutyny. Każdy chce czegoś innego, każdy
ma jakieś oczekiwania. A co dostaną?
„Lekcje aktorstwa” to
komiks spokojny. Prosty właściwie. Grupka ludzi na zajęciach, ich żywoty,
rozmowy no i to w zasadzie tyle. Nie ma tu pędzącej akcji, wszystko jest
stateczne, a także, jak wspominałem, sterylne, klinicznie chłodne, jakby autor robił
beznamiętnie wiwisekcję swoich bohaterów – beznamiętnie, ale nie beznamiętną,
bo jednak masa w tym emocji, masa uczuć i… nie wiem, czy nazwać to
zrozumieniem, bo Drnaso nie ocenia, a jedynie pokazuje, ale czuć tutaj mnóstwo
humanitaryzmu.
Ale to, co najbardziej fascynuje
mnie w jego powieściach graficznych, to to jakie intrygujące rzeczy wydobywa z
sytuacji tak zwyczajnych, że aż pozornie nudnych. No bo tylko spójrzcie, grupka
ludzi chce się uczyć aktorstwa. Co tu może być ciekawego? Jakieś fajne fakty o
technikach i kulisach grania? A coś więcej? A Drnaso bardziej ciekawią ludzie,
jako tacy. Ludzie i ich życia, relacje, pragnienia. I to, co może się kryć w
tym wszystkim, jakiś detal, zapowiedź tajemnicy, czegoś więcej. i na tym tle
rozbiera to wszystko, tych ludzi, to co ich tworzy i wypełnia, na czynniki
pierwsze. I doskonale mu to wychodzi. A my wychodzimy z tej konfrontacji z jego
dziełami bogatsi nie tylko o nowe doświadczenia, ale i przemyślenia, bo to, co
i jak nam opowiada, sprawia, że po prostu poniekąd z automatu stawiamy się w
sytuacji bohaterów i zastanawiamy co sami byśmy robili, co czuli i jakby się to
potoczyło w naszym przypadku.
Więc dostajemy niemal trzysta
stron gadania, rozmów, dyskusji, ale zaserwowanych tak, że oderwać się od tego
nie można. Co tam oderwać, czyta się to, jak to mówią, z wypiekami na twarzy, a
po wszystkim, choć lektura nie jest lekka, nie jest wcale prosta, ale za to
jakże satysfakcjonująca, (przy okazji wyśmienicie w swej prostocie, choć też
sterylnie zilustrowana), zostaje poczucie niedosytu. No więc zostaje czekać na film.
Studio, które uwielbiam plus zapowiadana obsada – Joaquin Phoenix, Emma Stone –
i Ari Aster za kamerą, dają nadzieję na jedną z najlepszych ekranizacji
komiksu. więc czekam, zacieram ręce, a na razie przeżywam jeszcze ten album,
takie zrobił wrażenie.
Dziękuję wydawnictwu
Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz