All-Star Superman - Grant Morrison, Vincent Deighan (Frank Quitely)

NOT SO STAR SUPERMAN


Superman w wyniku sabotażu Luthora, zostaje napromieniowany energią słoneczną do tego stopnia, że jego ciało zaczyna się rozpadać. Z przyszłości wie jednak, że nim umrze, dokona 12 niemożliwych zadań. Zaczyna się ich podejmować...


Oto komiks, który na jednym z czytelniczych rankingów zdobył 4 miejsce na najlepszy komiks w historii. 4 miejsce, bijące na głowę m.in "Powrót Mrocznego Rycerza", "Rok Pierwszy" czy "Born Again". Jak to możliwe? Też się zastanawiam, choć zarazem po części rozumiem przyczyny tego zjawiska.


Ale po kolei.


O czym jest ten Superman? Wiem, że streszczenie zawarłem powyżej, ale nie o to mi chodzi. mit Heraklesa jest tu bardziej, niż oczywisty, jednak nie tylko to rzuca się w oczy. Cały ten ponad 300 stronicowy album został wręcz zlepiony z wszystkiego, co już w serii się pojawiło. Zręcznie, to prawda, na tyle nawet, że seria dostała nagrodę Eisnera, nie mniej to wszystko przecież już było. Każda scena to powtórka, dająca przewidywalny efekt. Może i jest to niezła metoda, by streścić całe uniwersum postaci w jednym albumie - szczególnie, że Morrison miał na to pewien pomysł - tylko czy muszę i ja dać się temu porwać?


Niekoniecznie. Prawda z "Rejsu" przekłada się jednak także i na amerykańskie realia - najbardziej lubimy to, co już czytaliśmy. To, plus połączenie czegoś ponad z czystą komercją, dało album, który czyta się znakomicie, z refleksją i satysfakcją, ale nie ma on jednak ani siły, ani uroku wielkich dzieł. Ot kolejny album dla mas, choć oddam scenarzyście honor, dziękując, że pomimo komercjalizacji chce szerzyć przesłanie i głębię.


Słowo o rysunkach. Są znakomite, uzupełnione z gustem ascetycznymi barwami, intrygujące, nie dla wszystkich, wiadomo, każdy ma inne poczucie estetyki, nie mnie warte są uwagi, jak zawsze zresztą.


I cóż zostaje mi dodać? Komiks warto poznać, nie mniej nie jest to konieczne. Wolę jednak Supermana w wykonaniu Alana Moore'a (sporo t z niego zaczerpnięto), ale po inne albumy Morrisona sięgał będę chętnie i bez wahania.

Komentarze