Cmętarz zwieżąt - Stephen King

Czasem odnoszę wrażenie, że o niektórych książkach nie wypada mówić źle. Utrwaliło się bowiem, że dzieło to jest dobre i tak już ma być. W przypadku Kinga takich tytułów jest kilka; "miasteczko Salem", "Lśnienie", "Bastion" i niestety omawiany tu przeze mnie "Cmętarz zwieżąt".


Na świecie istnieją dobre i złe miejsca. Nowy dom rodziny Creedów w Ludlow był niewątpliwie dobrym miejscem - przytulną, przyjazną wiejską przystanią po zgiełku i chaosie Chicago. Cudowne otoczenie Nowej Anglii, łąki, las; idealna siedziba dla młodego lekarza, jego żony, dwójki dzieci i kota. Wspaniała praca, mili sąsiedzi - i droga, po której nieustannie przetaczają się ciężarówki. Droga i miejsce za domem, w lesie, pełne wzniesionych dziecięcymi rękami nagrobków, z napisem na bramie: CMĘTARZ ZWIEŻĄT (cóż, nie wszystkie dzieci znają dobrze ortografię...).
Ci, którzy nie znają przeszłości, zwykle ją powtarzają... i nie chcą słuchać ostrzeżeń.
Stephen King napisał tę powieść podczas pobytu w wynajętym domku w Orrington, w stanie Maine. Fakt ten nic by nie znaczył, gdyby nie cmentarz zwierząt, który znajdował się za domkiem... Powieść zekranizowano w 1989 roku, scenariusz napisał sam autor książki (film znany w Polsce pod tytułem „Smętarz dla zwierzaków”). King wystąpił w filmie w roli księdza odprawiającego mszę podczas pogrzebu.


Pomysł na książkę jest niezły, szczególnie, że 3/4 całości to historia obyczajowa, nie przesadzony... ale jednak czegoś w tym wszystkim brakuje. Powieść ma momenty świetne - próby ratowania pewnego ucznia czy wędrówki po lesie (szczególnie finalne - ale akcja ciągnie się nadzwyczaj powoli, zupełnie jakby King chciał na siłę zrobić coś więcej niż nowelę. Czy to jednak znaczy, że "Cmętarz..." jest nudny? Nie, ale wydaje mi się nieco pusty. Nawet uwielbiane przez mnie wątki obyczajowe nie mają tej siły co choćby w "Ciele" czy "Carrie". I choć groza autorowi nawet się udała (co w jego przypadku nie znaczy, ze straszy, a po prostu chociaż nie śmieszy), wo i tak w ogólnym rozrachunku wypada blado. To jednak tylko moje zdanie, ale jeśli ktoś chciałby zacząć przygodę ze Stevem, nie radziłbym "Cmętarza...".


P.S.  Co się jednak tyczy zagorzałych fanów Kinga, "Cmętarz..." przeczytać powinni koniecznie. nie dość, ze mamy w nim odniesienia do "Miasteczka Salem", czy "Cujo", to w przyszłości (m.in w "To", "Stukostrachach", "Mrocznej Połowie" czy "Bezsenności") natkniemy się na poznane tu wątki czy miejsca a to zawsze w książkach Króla miły i ważny akcent.

Komentarze