Historia Lisey - Stephen King


Mąż Lisey, znany pisarz, nie żyje. Załamana Lisey podejmuje się zrobienia porządku w jego rzeczach, ale nie jest to łatwe zadanie. Towarzyszący jej ból i ciągłe wspomnienia ranią do głębi. Wspomnienia i powolne odkrywanie mrocznej strony męża.


King to wyznawca zasady, że najlepiej jest pisać o tym, co się zna. Dlatego tak często bohaterami jego książek są alkoholicy czy (jak w tym przypadku) pisarze. Zazwyczaj opowieści o ludziach żyjących z pisania ("Lśnienie" czy rewelacyjny "Worek kości") wychodzą mu znakomicie, ale nie tym razem. Może to moja wina, bo czytając "Historię Lisey" zmagałem się z chorobą i umieraniem mojego ojca, ale sądzę, że nawet jeśli, to nie tylko. Styl Króla jest tu bowiem rozwlekły a fabuła pełna marnych, naciąganych pomysłów. Bohaterowie są wprawdzie skonstruowani świetnie jak zawsze (znakomita - znów - psychologia kobiety, przez co aż chce się powiedzieć, że "Historia..." to czwarta część kingowej trylogii kobiecej), ale i oni nie mogą uratować tej powieści. A szkoda. Niestety twórczość Kinga po wypadku, w którym prawie stracił życie taka właśnie jest. Pełna autobiograficznych wstawek, które powtarzane po raz kolejny nużą, i patosu nieznośnie momentami ciężkiego.


Nie mniej nie jest to książka, którą zdecydowanie bym odradzał. Jest w niej sporo emocji (szczególnie gdy Scott umiera w szpitalu), dla których warto przebić się przez warstwę nudy.

Komentarze