Wyspa doktora Moreau - Herbert George Wells


Rozbitek Prendick trafia na wyspę, na której niejaki dr Moreau prowadzi nieludzkie eksperymenty na zwierzętach...


"Wyspa dr Moreau" to powieść kultowa i legendarna. Powieść niedoceniona swego czasu, po latach uznana za wielką przypowieść o nas i o świecie. I, owszem, jest alegorią i to bardzo wymowną, dziełem z przesłaniem mającym dotrzeć do ludzi, których zaślepiła nauka, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że jest to historia wybitna. Cel jest szczytny, to prawda, jednak środki zastosowane przez autora do jego osiągnięcia psują całość.


Nie mówię tu o stylu, który, choć może nie zachwyca, przypominając aż za bardzo dokonania Verne'a, jest lekki i przyjemny. Buduje przy tym ciekawy nastrój, który trwa niestety tylko przez pierwsze kilka rozdziałów. Cała reszta, w 90% przewidywalna nawet dla tych, którzy z historią szalonego naukowca nigdy się jakimś cudem nie zetknęli, to próba pochwalenie się swą pomysłowością i kreatywnością. Z pochwały wyszły jednak przechwałki, które niszczą powagę alegoryczności i przemieniają przypowieść w przygodówkę z elementami fantastyki. I nie jest to wina fakt, że powieść ta liczy sobie 117 lat. Bowiem już w czasach jej premiery zarzucano autorowi przesadną fantazję i nie powagę, nad czym ten ubolewał.


Gdyby nie to, powieść mogłaby być wielkim dziełem, a tak - poza swą kultowością  - jest tylko kolejną książką z gatunku powstającej wówczas fantastyki naukowej, w której więcej jest fiction niż science.


Nie mniej jednak "Wyspa..." była jednym z prekursorów gatunku i za to należy ją docenić. Tak samo jak jej wymowę i przesłanie, które, choć może zbyt łopatologiczne i naiwne, nadal nie traci na aktualności. Sprawia to, że powieść warto jest przeczytać, choć bez większych rewelacji.

Komentarze