Odłamki - Ismet Prcić

ZŁAMANY


Ismet Prcić był dzieckiem wkraczającym w nastoletniość, kiedy jego rodzimą Bośnię rozdarł konflikt. Ciągła tułaczka, próby odnalezienia się w rzeczywistości, gdzie codziennością są bombardowania i brak perspektyw, próby stworzenia pozorów normalnego dorastania… Ismet chce być aktorem, kocha teatr, chce mieć dziewczynę, chce robić wszystko to, co normalni chłopcy w jego wieku, ale jakie ma na to szanse? Ratunkiem wydaje się ucieczka do Ameryki, nie mniej losy uchodźcy wcale nie są usłane różami, a demony wojny nie odchodzą nigdy, powracając w najmniej oczekiwanych momentach…


Czym jest wojna? Każda próba ubrania w słowa tego pojęcia skazana jest na niepowodzenie. Każde określenia w obliczu prawdy staną się tylko frazesami. Prciciowi udało się jednak zrobić rzecz niemal niemożliwą – nazwał wojnę po imieniu, pokazał ją z całym inwentarzem a na dodatek zrobił to w sposób, który ujmuje, ale który także przeraża. Wojna okiem Prcicia, to nie konflikt, jaki znamy z filmów. Nie ma w niej niczego malowniczego. Epickość wydaje się żartem. Wojna, która go dotknęła i naznaczyła na zawsze, to nie jest także pole do atakowania kontrowersjami. Wojna to wojna. Staje się permanentną codziennością, z której zdaje się nie być wyjścia, a jutro nie istnieć, choć zarazem codzienność i normalność przeplatają się z nią w nierozerwalnym danse macabre.


Apogeum wątek ten osiąga we fragmentach, którymi autor przeplata wspomnienia, prezentując postać Mustafy Nalicia, żołnierza dla którego front to chleb powszedni, muszącego zmierzyć się z najgorszymi okropieństwami wojny. Kim jest Nalić? Co łączy go z Ismetem?


Jednak poza głównym wątkiem tej historii, autor prowadzi nas także w inne sfery swojego życia. Jedną z nich są bolączki dojrzewania połączone z bólem artysty, który szuka spełnienia. Drugą uchodźctwo do Ameryki, kraju jawiącego się rajem, ale z rajem nie wiele mającym wspólnego. Niestety Ismet może i opuszcza kraj, wojna może się i kończy, ale kraj nie opuszcza jego a konflikt trwa w Prciciu nadal. Zespół stresu pourazowego atakuje równie nagle jak ostrzał z moździerza, jak bombardowanie nocą… Spokoju już nie ma. I nie będzie.


„Odłamki” przerażają. Przerażają realizmem, prawdą, szczegółami. Przerażają i przygnębiają. A mimo to nie sposób się od nich oderwać. Mocna to książka, okrutna, ale potrzebna, ważna. Szczególnie w czasach niepokojów, jakie panują w Europie. Prcić nie pokazuje nam przecież Pierwszej ani Drugiej Wojny Światowej. We fragmentarycznej, niechronologicznej narracji mieszającej ze sobą wspomnienia, urywki dziennika i literacką prozę, autor prezentuje nam konflikt współczesny, konflikt bliski nas, konflikt, który nie powinien mieć miejsca, a jednak się wydarzył i to zaledwie ćwierć wieku temu. Prezentuje i ostrzega. A my powinniśmy go posłuchać.


Polecam więc „Odłamki” Waszej uwadze - trudna to lektura, to prawda, ale warta przeczytania i to jeszcze jak.

Komentarze