Strefa skażenia - Richard Preston


I nie ma żE BOLI


Był to przełom lat 70 i 80, kiedy a Afryce po raz pierwszy pojawiły się ogniska wirusa ebola i najgroźniejszego z zabójców ludzkości. Ofiary wykrwawiające się na śmierć, ich wnętrzności przemienione w galaretę… Śmierć w wyniku różnych odmian tego wirusa była nieopisanym cierpieniem. I dotykała większości zakażonych. 90% zakażonych. Pomimo wielu lat badań i prób nie zdołano jednak wynaleźć na nią lekarstwa…


„Strefa skażenia” Richarda Prestona, znanego dziennikarza i pisarza literatury faktu, to książka, która w Stanach Zjednoczonych ukazała się ponad dwie dekady temu, bo w roku 1994, pokazując blisko 20 lat zmagań z wirusem i jego kolejnymi atakami. Teraz zapoznać się z nią mogą polscy czytelnicy, a jest z czym. Szczególnie obecnie, kiedy ebola znów daje o sobie znać i istnieje ryzyko, że Europa może stać się miejscem kolejnego jej podboju…


Abstrahując jednak od aktualności tematu, zostaje pytanie jaka jest to pozycja literacko? Czy spełnia oczekiwania jakie rodzą hasło „połączenie thrillera medycznego z literaturą non fiction”, czy słowa Stephena Kinga, że to najbardziej przerażająca rzecz jaką czytał?


Przede wszystkim pierwsze, co rzuca się w oczy to skrupulatna rzetelność z jaką Preston podszedł do tematu. Rzetelność i praca włożona w zdobycie materiału budzą prawdziwy podziw. Udało się przy tym autorowi nie popaść w podręcznikowy ton akademickiego wykładu – zamiast tego naprawdę zrealizował formułę thrillera medycznego. Czytelnik otrzymuje więc i napięcie, i autentyczne fakty, i drobiazgową analizę naukową i dużo, dużo więcej. Preston nie oszczędza szczegółów, które czasem potrafią wręcz fizycznie zaboleć, skupiając się na przekazaniu wszystkiego, co o tym najgroźniejszym z wirusów wiadomo. Nie na długo by się jednak taka formuła sprawdziła, gdyby nie postacie, do których czytający szybko poczuje sympatię i zacznie się autentycznie przejmować ich losami. Emocji dodaje jeszcze fakt, że przecież każdy z bohaterów, jacy pojawiają się na ponad trzystu stronach książki, każde ze zdarzeń i miejsc, są przecież w stu procentach autentyczne.


Dodatkowo tekst został uzupełniony o porcję zdjęć, dodających całości autentyzmu i reporterskiego charakteru i sznytu, a co za tym idzie, także i większego oddziaływania.


Dlatego więc, jeśli cenicie literaturę faktu, bądź jeśli lubicie po prostu medyczne dreszczowce, które niosą coś więcej niż tylko czystą rozrywkę, powinniście zapoznać się z tą pozycją.

Komentarze