Jupiter's Circle # 1 - Mark Millar, Wilfredo Torres

KRĄG JOWISZA


„Oto cmentarz dla największych ziemskich bohaterów. A oto ich przygody”.


Takimi oto słowami Millar zaczyna nową serię komiksową, prequel dla rewelacyjnego „Jupiter’s Legacy”. Serię, której tagline brzmi – „Nawet wasi rodzice kiedyś byli młodzi”. Cel – pokazać zgorzkniałych teraz herosów w czasach, kiedy byli młodzi i pełni ideałów. Metoda – tradycyjne kontrowersje. Jakie? Czytajcie dalej!


Rok 1959. Blue Bolt to superbohater, jeden z wielu, którym Wyspa nadała moc. Jego codzienność to walki z tymi złymi, jak choćby kosmiczne zagrożenie – które tylko pozornie zagrożeniem jest (skąd w końcu mamy wiedzieć, skoro obcej cywilizacji nie rozumiemy? Choć w tym wypadku słowo „cywilizacja” to duża nadinterpretacja) – ale także trudne życie w czasach braku tolerancji. Blue Bolt jest w końcu gejem, pozostającym w stałym związku z innym herosem…


Każdy kolejny komiks Millara wydaje się być dużym wydarzeniem. Autor robi bowiem tylko to, co naprawdę czuje. Jeśli sięga do serii mainstreamowych, co rzadko mu się zdarza, to jedynie na kilka zeszytów. Serii autorskich także nie rozwleka w nieskończoność, pomimo popularności. Zachowuje przy tym podejście, że nie chce tylko serwować rozrywki, a głębszą treść, i tej głębi nie brak także tutaj. I stałego odbrązawiania bohaterów. W „Circle…” bohaterowie znów unurzani są w brudzie. Homoseksualne zabawy w parku, ucieczki przed aresztującymi gejów policjantami, ciągłe imprezy… Polityka także daje o sobie znać, podległość rządowi i podatki nie ominą nawet nadludzi. Intrygująco komponuje się to z autentycznymi postaciami wplecionymi w akcję.


Myliłby się jednak ten, że komiks pomimo poruszanych tematów jest pro-jakikolwiek. Millar nie ocenia, nie potępia ani nie popiera. Pokazuje, a homoseksualizm herosów jest tu cechą istotną dla akcji.


Scenariusz nie zawodzi, choć jednocześnie do rewelacji mu daleko, niestety. Gorzej jest za to ze stroną graficzną. Miał być oldschool, wyszła nieudana kreskówka. Cartoon  dla dzieci, nie do końca pasujący do treści.


Komiks czyta się przyjemnie, a treść zmusza do refleksji, jednak jest to jeden ze słabszych komiksów Millara w ostatnich latach. Warto go poznać, ale nie jest to konieczne, choć na tle zalewu tandety, na pewno się wyróżnia.

Komentarze