Secret Wars #1: The End Times - Esad Ribic, Jonathan Hickman

TAJNE WOJNY - KONIEC ŚWIATA


"Wielu wierzy, że światło, które widzimy umierając to (...) obumieranie synaps. To nieprawda. Ten oślepiający blask to sam Bóg... I był on z nami przez cały czas (...) Multiwszechświat umiera. Pozostały tylko dwie Ziemie. Dziś obie zderzą się ze sobą."


Tak zaczyna się wydarzenie zapowiadane jako największe w historii Marvela. Wielki upadek całego uniwersum i oczyszczenie. "Time Runs Out" dobiegło końca, czasu już nie ma - została tylko kolejna Tajna Wojna.


Gdy na krawędzi Multiwszechświata Doom staje przed Beyondersami, na Ziemi-1610, Ziemi uniwersum Ultimate, Fury żeby ocalić jej mieszkańców, przypuszcza szturm na naszą Ziemię. Przetrwać może tylko jedna z nich. Bohaterowie stają więc do pojedynku...


Marvel robi właśnie dokładnie to, co 30 lat wcześniej zrobiło DC w "Crisis on the Infinite Earths" - niszczy większość światów, żeby oczyścić uniwersum i zrestartować serię, dając twórcom więcej swobody. Zbyt dużo wątków, zbyt dużo postaci... Trupów jest multum, w tym pierwszym zeszycie, zmian także. Czy to plagiat "Kryzysu..."? Na dwoje babka wróżyła - może Marvel, młodszy w końcu od DC te 30 lat, dorósł wreszcie do takiego zabiegu? A może oddaje krypto-hołd? Okładkę zrobił w końcu ten sam człowiek, który odpowiada za jedną z najpiękniejszych opraw komiksowych w historii - do wspomnianego "Kryzysu..." własnie - Alex Ross. Środek też się różni, tam bohaterowie łączyli siły by znaleźć rozwiązanie - tu starają się przeżyć kosztem drugich. To rozwiązanie zresztą bardziej mi odpowiada, jako że nie znoszę nieskazitelnych herosów w trykotach.


Początek, choć zalany patosem, jest niezły, środek z ciągłą akcją a la modne ostatnio za sprawą nadchodzącego nowego filmu, Star Wars, nieco nuży i jest zbyt chaotyczny - źle rozłożono akcenty, a może po prostu zbyt mała liczba stron (choć podwojona przecież) nie wystarcza na tyle treści - a wreszcie koniec, który nadrabia te minusy. Ostateczne zakończenie FF zapowiadano od dawna, teraz zrobiono coś w tym kierunku. Czy wierzę w rezygnację z Reeda i spółki przez prezesów Marvela - nie. Ale sam pomysł jest niezły i nieźle poprowadzony.


Rysunki także są fajne, szkice z komputerowym kolorem. Trochę za dużo tu fajerwerków, ale taka maniera.


Finał Marvela wygląda dobrze, trochę chaotycznie, ale dobrze. Dlatego finał tej recenzji to moje zachęcanie Was byście poznali to wydarzenie, bo warto.

Komentarze