SMERFASTYCZNY POWRÓT
Smerfy po długiej nieobecności powracają na polski rynek z kolejnymi komiksami. Peyo, ich twórca, nie żyje już wprawdzie od 23 lat, jednak jego miejsce zajął jego własny syn, Thierry i zrobił to w naprawdę znakomitym stylu.
W trakcie wyprawy do miasta ludzi, Smerfy natrafiają na pojedynek dwóch rycerzy. W ten sposób poznają hazard, który wkrótce przeszczepiają na grunt swojej wioski. Zabawa szybko przeradza się w uzależnienie, a to prowadzi do prywatnych tragedii. Papa Smerf postanawia coś z tym zrobić, ale to nie koniec kłopotów. Okoliczny hrabia zarządził wyręb lasu , drwale już pracują i jeśli Smerfy nic na to nie zaradzą, ich wioska zostanie odkryta. Cała nadzieja w połączeniu sił z… Gargamelem!
Och jak tęskniłem za Smerfami. Może nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, ale ten album wywołał we mnie silną nostalgię. Nostalgię i wspomnienie lat, kiedy jako dziecko oglądałem wieczorynkę z małymi niebieskimi ludkami, wypożyczałem z biblioteki stare komiksy i sam te komiksy, poczynając od „Kosmosmerfa” kupowałem. Nie o sobie jednak powinienem pisać, a o „Smerfach hazardzistach”, więc przejdę do meritum.
Braku Peya się nie odczuwa – to pierwsze, co przychodzi mi na myśl. Scenariusz jego syna (napisany z Luciem Parthoensem) jest naprawdę znakomity i trzyma poziom. Podobnie rzecz ma się z rysunkami Ludo Boreckiego, który pokazał, że potrafi doskonale oddać tamten stary, dobry styl. A całość znakomicie uzupełniają kolory Nine Culliford - barwy i ich zastosowanie nie dąży ku nowoczesności, oferując tą samą paletę i ten sam cudowny klimat co oryginał.
Nie brak jest także wartości dydaktycznych. Na nich, podanych w sposób nienachalny i ciekawy, zasadza się cała fabuła. Do tego dużo humoru, sporo akcji i mnóstwo dobrej zabawy. Zarówno dla tych najmłodszych czytelników, jak i tych, którzy na Smerfach się wychowali. Ci pierwsi poznają wspaniały świat pełen równie wspaniałych bohaterów, drudzy natomiast choć na chwilę powrócą do beztroskich lat, kiedy wszystko było prostsze a magia jeszcze istniała.
Polecam Waszej uwadze całym sercem, a wydawnictwu Egmont składam podziękowania za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz