Listy niezapomniane. Korespondencja godna szerszego grona odbiorców - praca zbiorowa, Shaun Usher


DO WSZYSTKICH ZAINTERESOWANYCH


Drodzy czytelnicy, witajcie.


Listy zdają się być reliktem przeszłości, sztuką zapomnianą i najzwyczajniej w świecie przeżytkiem. W dobie cyfryzacji, kiedy możemy wystukać SMS-a czy e-maila, a jego odbiorca otrzyma go nie po kilku dniach, a już, teraz, niemal natychmiast, fakt ten nie ma co dziwić. A jednak SQN zdecydowało się wydać na naszym rynku pozycję zbierającą listy właśnie. Te tradycyjnie, ręcznie czy też maszynowo pisane i słane za pomocą równie tradycyjnej poczty. Odważny to krok, nie mniej Sine Qua Non przekonało nas już, że nie boi się wyzwań, a dodając „Listy niezapomniane” na listę pozycji wydawczyniach, udowodniło po raz kolejny, że wie co jest dobre.


Jakie są to listy, moi drodzy? Nietypowe, to na pewno. Nie musicie się obawiać, że znajdziecie tu przedruk czegoś w stylu – Podróż służbowa nudna. Wracam za tydzień. Wręcz przeciwnie. Wiadomości, które zostały zebrane na ponad 400 stronach, to wiadomości aż kipiące emocjami i emocje te wzbudzające. Spróbujcie przejść obojętnie wobec ostatniego listu 24 letniego żołnierza, który został rozstrzelany za dezercję, nawet jej nieświadom. Albo spróbujcie nie uśmiechnąć czytając odręcznie napisany i zilustrowany list Pete’a Doctera, reżysera Pixara, wysłany w odpowiedzi fanowi. To tylko dwa przykłady spośród 126, a pozostałe w niczym im nie ustępują. Właściwie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Fani literatury dostaną m.in. list Kurta Voneghuta do dyrektora szkoły, gdzie palono jego powieść. Fani kina doszukają się choćby wiadomości Jamesa Camerona do prawnika H.R. Gigera w związku z „Obcym: Decydujące starcie”. Pasjonaci muzyki? Dla nich jest na przykład Nick Cave. Miłośnicy historii? Tu nawet za długo by wymieniać. A pośród tego ludzie, którzy celebrytami nie byli, a jednak ich historia wymagała unieśmiertelnienia.


A skoro o historii mowa... Każdy list, oprócz tego, że doczekał się także jego reprodukcji i przedruków, opatrzony został przez autora notką nadającą kontekst historyczny całości i wyjaśniającą wiele aspektów z nim związanych. Do tego czytelnik otrzymuje zdjęcia samych autorów, jeśli takowe się zachowały (cóż, Kuba Rozpruwacz swojego nie dołączył, ale jego korespondencja jest tutaj obecna). Smakowity kąsek, prawda? Szczególnie, że polskie wydanie jest naprawdę znakomite.


I cóż mogę więcej dodać, moi drodzy. „Listy…” to pozycja wzruszająca, poruszająca, emocjonująca, zaskakująca i po prostu zachwycająca. Taki przekrój przez ludzkie życia i kulturę w ogóle. Trudno nie ulec jej urokowi, a fakt, że w przygotowaniu jest kolejna część, najzwyczajniej w świecie cieszy. Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak polecić ją Waszej uwadze.


Miłej lektury

Michał P. Lipka

Komentarze