Blade Runner. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach? - Philip K.Dick


ELEKTRYCZNE OWOCE, CZYLI OWCA ANDROIDÓW


Gdyby spróbować wybrać z jakże bogatej i imponującej twórczości Dicka jedna jedyną książkę, jego opus magnum, bez którego nie można by było wyobrazić sobie tego autora, padłyby z pewnością dwa tytuły: „Ubik” i „Blade Runner”. Ze względu na popularność filmowej adaptacji jednak to „Blade…” wysunąłby się z pewnością na prowadzenie. I nie ma się czemu dziwić – to w końcu jedna z najlepszych powieści Science Fiction jakie powstały i mimo upływu niemal półwiecza wciąż, a nawet z czasem coraz bardziej, pozostaje aktualna.


Niedaleka przyszłość. Świat w jakim przyszło żyć Rickowi Deckardowi to ruina, która ocalała po Ostatniej Wojnie Światowej. Spustoszała, wyludniona, niemalże pozbawiona zwierząt, których posiadanie jest największym pragnieniem, prawie że pustynia zagrożona wypaczającym ludzi promieniowaniem. Ci, którzy tylko mogli, których było na to stać, albo nie zostali zmienieni przez radiację, przenieśli się na Marsa, gdzie żyją, jak w raju, obsługiwani przez coraz nowocześniejsze androidy. I to właśnie androidy są źródłem utrzymania dla Ricka, który na zlecenie policji poluje na te, które uciekły na Ziemię. Niestety, najnowsze zadanie usunięcia 6 niebezpiecznych nowych typów Nexus 6 sprawi, że Rick będzie musiał zrewidować własne poglądy co do życia, istnienia i tego, co za nie uważać należy…


Cała głębia „Czy androidy marzą o elektrycznych owocach?” zasadza się nie na dywagacjach i filozoficznych analizach tematu, a prostym acz jakże skutecznym zbiegu – by pozwolić niby banalnym pytaniom i klasycznej akcji zaprzęgnąć emocje i myśli czytelnika do działania. A zaprzęgnąć jest do czego. Temat czy maszyna może być istotą równą żywej, autonomicznym bytem posiadającym uczucia i marzenia, czy może być bardziej ludzka od człowieka, już w roku 1968, kiedy to „Blade Runner” ukazał się po raz pierwszy, nie stanowił większego novum. Novum stało się jednak podejście do tematu. Dick nie odkrywa tu nowego lądu, on ląd dobrze zdawałoby się znany, eksploruje na obszarach, do jakich nie dotarli poprzednicy. Jego androidy chcą „żyć”, chcą istnieć i chcą być samodzielne, ale brak im uczuć. Są chłodne, są wyrachowane, są obojętne wobec cierpienia człowieka, a zarazem czują nienawiść i czują także potrzebę bytu. Z tych sprzeczności wyrasta portret niejednoznaczny, prawdziwy i zmuszający do myślenia. Tak samo, jak i odczucia Ricka, który zaczyna współczuć niektórym andkom, ale w tym współczuciu szybko rozbrzmiewa ludzka hipokryzja i ułomności cielesne.


Poza tym Dick, niewątpliwy szaleniec, choć w tym szaleństwie genialny, paranoik, znakomicie potrafi oddać targające nim emocje, a kulminacją zagubienia i paranoi staje się scena z Rickiem zabranym na posterunek policji. Scena perełka i prawdziwa eksplozja odczuć.


Dlatego też polecam niniejszą pozycję każdemu ceniącemu książki, które nawet niepoważane gatunki wynoszą na wyżyny literackie. „Blade…” takie właśnie jest, a spuścizna Dicka, swoiste elektryczne owoce jego poglądów, profetyczne niemal wizje i ta auto parodystyczna satyra na SF, chyba już na zawsze pozostaną wzorem do naśladowania. Dodajcie jeszcze do tego genialne wydanie, rewelacyjnie zilustrowane przez Siudmaka, i otrzymacie książkę, którą przeczytać powinien absolutnie każdy. Każdy. 

Komentarze

  1. Bardzo ciekawa recenzja co się dzisiaj dosyć rzadko zdarza. Pozytywnie. Mam kilka myśli, które krążą mi non-stop po głowie czytając opinie i recenzje, szczególnie po emisji filmu Blade Runner 2049, mianowicie: Filmy nie ma wiele wspólnego z książką Dicka, nie zostały oparte lecz zainspirowane nią, więc niepodoba mi się używanie określenia "Blade Runner" - jest niepotrzebne - tytułowy gliniarz-łowca wcale nie działa na granicy prawa. Ma zupełnie inne dylematy czy to moralne, czy etyczne. I dlatego wizja świata z "Czy Androidy Marzą o Elektrycznej Owcy?" jest przerażająca. Świat w książkach/opowiadaniach Dicka jest wyizolowany, okropny w swojej dziwności, ponury w swej prostocie i bardzo pesymistyczny w odbiorze - powódów może być kilka: Dick miał marny warsztat pisarski w porównaniu z innymi?, był paranoikiem z agorafobią?, może miał schizofrenię?, może ćpał i miał delirki? a może wszystko razem wzięte? Nie powiem żebym był fascynatem jego twórczości, lecz po przeczytaniu wszystkich jego opowiadań i 35 nowel/powieści mogę stwierdzić, że coś "niecoś" na temat gościa i świata przez niego kreowanego mógłbym powiedzieć. Czytałem wiele recenzji/opinii/zachwytów/negatywów... Jedno rzuca się w oczy - mam nieodparte i bardzo silne wrażenie, że nikt z piszących te teksty i wygłaszających opinie nigdy po PKD nie sięgnął? Według mnie żaden, napisze wyraźniej: ŻADEN z filmów nie dorównuje nawet w 50% temu co nagryzmolił Pan Philip K. Dick, nawet gdy były to opowiadanka, które miały 20 stron tekstu. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz