The Authority/Lobo: Spring Break Massacre - Keith Giffen, Simon Bisley, Alan Grant


MASAKRA W FERIE WIOSENNE


Kontynuacja kontynuacji „Paramilitarnych Świąt Specjalnych”, jednego z najlepszych one shotów o Lobo, znów zabiera nas w świąteczny czas. Tym razem jednak to nie Boże Narodzenie a Wielkanoc (a dokładniej ferie wiosenne) staje się pretekstem do nieludzkiej kaźni i setek trupów porozrzucanych tu i tam w najróżniejszym stanie zmasakrowania. Tytuł do czegoś w końcu zobowiązuje!


Modnighter cierpi na paranoiczne (choć ciężko powiedzieć, że nieuzasadnione) lęki związane z Lobo. Obawia się, że jego zapowiedź powrotu po Jenny celem wykorzystania potencjału jej mocy do własnych, chorych celów, może się ziścić. Dziewczynka przypomina sobie fakty, które mogą pomóc odnaleźć Szalonego Rzeźnika – Zając Wielkanocny wisi mu okrągłą sumkę za skasowanie (nie tak bardzo)Świętego Mikołaja. I rzeczywiście, Lobo bawi się w konkretną masakrę szukając zleceniodawcy, który przecież nie istnieje…


„Nigdy nie pozwalaj by ofiary rysowały mapę swoją krwią na pieprzonej skórze, z której ich odarłeś”, takie słowa padają z ust Lobo i zdanie to chyba niedoskonalej opisuje to, co czeka czytelników w środku. Ten album to istne skrzyżowanie animacji „Oggy i karaluchy” z „Happy Tree Friends”. Krew i flaki tryskają wokoło, zdekapitowane, zdefenestrowane, zdewszystkowane ciała ofiar zalegają kadry, z których dosłownie wycieka czarny (najczarniejszy) humor. Humor dzięki któremu wkrada się w „Lobo” satyra i staje on w opozycji do wszystkich tych ugrzecznionych opowiastek dla harcerzyków. Na zasadzie kontrapunktu piętnując przywary komiksowych herosów i tej branży.


Ale jest też w tym albumie jedno zasadnicze „ale”. A mianowicie szwankuje trochę logika. Czemu Lobo szuka tu zająca, nie mam pojęcia, skoro poprzednio okazało się, że – jak sam powiedział – „Paramilitarne Święta…” były tylko fiksacją? Podobnych wpadek jest kilka. Pomysły też nie zawsze się sprawdzają. A jednak to, jak całość narysował Bisley, z jakim brudem, jakim ciskaniem rysunków od niechcenia i jaką maestrią braku realizmu zarazem, czyni „Spring Break…” jednym z najlepiej narysowanych komiksów o Rzeźniku. I cóż, że brak w tym spójności, że całość nie powala na kolana, a żarty są wtórne? Zabawa i tak jest znakomita, więc jeśli cenicie Lobo, sięgnijcie. Jest po co. A do wydawców polskich apel: Nie można by tak wydać „Jingle Hell”/”Spring Break…”? Postać ta ma w naszym kraju tylu fanów ilu fanów swej kreski ma Simon Bisley. Warto by było zainwestować w te dwa ostatnie komiksy o Lobo, do których przyłożył rękę – sprzedałyby się na pewno.

Komentarze