Calvin i Hobbes, tom 9: To magiczny świat - Bill Watterson


NIEPODWAŻALNA LOGIKA SZEŚCIOLATKA


Calvin i Hobbes to bohaterowie kultowi. Paski z ich przygodami ukazywały się nieprzerwanie przez dziesięć lat, zdobiąc strony najróżniejszych gazet świata. Pierwszy tom zbiorczego wydania pojawił się już w roku 1987, całość zaś zebrana została w dwunastu wcale nie cienkich książeczkach, z których dziewiątą przypomina właśnie Egmont.


Bohaterami tego komiksu są sześcioletni Calvin i jego pluszowy tygrys, Hobbes, który – w oczach chłopca jedynie (choć czy to tak do końca prawda?) – jest żywym i psotnym stworzeniem, z którym zarówno wieść można filozoficzno-społeczne dysputy o życiu i kondycji świata, jak i także doskonale się bawić. A sposób na zabawę Calvin ma jeden: czas wolny bez bezsensownych, ryzykownych często psot, to dzień stracony. Dzień stracony to także dzień spędzony w szkole, dlatego chłopiec toczy nierówną walkę z nakazami i zakazami rodziców i całego systemu. I cóż, że czasem zdarzy mu się sprzedać Ziemię obcej cywilizacji w zamian za zadanie domowe, którego nie chciało mu się odrobić? Takiego jak on i jego tygrys po prostu nie da się nie lubić!


Gdybym miał szukać porównania dla tego komiksu, powiedziałbym, że to ta sama kategoria, jaką reprezentują „Fistaszki” czy „Garfield”. I to nie tylko ze względu na stripową formę i najczęściej, choć nie zawsze, czarnobiały charakter całości. „C&H” to nie tylko wyśmienita cartoonowa rozrywka, ale przede wszystkim cięta satyra na świat, społeczeństwo i kulturę oraz cywilizację. Calvin, który może i wygląda i zachowuje się jak sześcioletnie dziecko, to już w swoich rozważaniach wykracza dalece poza swój wiek. W bezlitosny, choć zarazem nadający się także dla najmłodszych czytelników, sposób obśmiewa głupotę, konkretne postawy czy nielogiczności otaczającego go świata. Podobnie jest z Hobbesem, którego zdanie stanowi doskonałe uzupełnienie poglądów Calvina. I nie ma się co dziwić, obaj bowiem zawdzięczają swoje imiona wielkim postaciom tego świata – reformatorowi chrześcijańskiemu, Janowi Kalwinowi i filozofowi Thomasowi Hobbesowi i to chyba najlepiej oddaje charakter tych postaci.


Czymże jednak byłby komiks bez swojej szaty graficznej? Ta natomiast, choć klasycznie cartoonowa, przypominające wspomniane już „Fistaszki”, potrafi naprawdę uwieść czytelnika. A najmocniejszą jej stroną są oczywiście – co widać na samej już okładce – sceny, w których oddaje Watterson przyrodę. Jego drzewa to dla mnie coś cudownego. A dodajcie do tego jeszcze kolorowe strony, które i na tym polu potwierdzają jego talent i wreszcie niesamowite poczucie humoru. I co otrzymacie? Znakomity, kultowy, wspaniały komiks, który spodoba się każdemu, niezależnie od wieku, a na dodatek da satysfakcję także tym, spragnionym wyższych wartości.


Nie znacie? Sięgnijcie koniecznie. Warto pod każdym względem.

Komentarze