Wigilijne psy i inne opowieści - Łukasz Orbitowski


WŚCIEKŁE PSY


Od dnia, w którym po raz pierwszy wydano „Wigilijne psy”, trzeci w karierze Orbitowskiego zbiór opowiadań, mija w tym roku jedenaście lat. Przez tan czas początkujący wtedy autor nie tylko zyskał popularność, ale także i uznanie krytyków, czego zwieńczeniem było przyznanie mu właśnie „Paszportu Polityki”. Wydawnictwo SQN zaś zdecydowało się przypomnieć nam „Wigilijne psy” w nowym poprawionym i nieco rozbudowanym wydaniu. I trzeba przyznać, że jest po co sięgnąć.


Ten zbiór jest jak opowiadanie, któremu zawdzięcza swój tytuł. W „Wigilijnych psach” ojciec bohatera pewnego dnia pakuje do worka nadprogramowe szczeniaki, te, których nie udało mu się rozdać, żeby utopić je w pobliskim nurcie. Jeszcze obiecuje synowi porozmawiać z nim po powrocie, nie wraca już jednak, woda porywa go, jak psy, które chciał uśmiercić, ciało zaś pozostaje nieodnalezione. I podobnie jest z całą książką. Orbitowski niby ojciec bohatera, wrzuca do worka swoje wczesne prace i idzie z nimi do czytelników. Straszyć, przestrzegać, porwać niczym spieniona wodna kipiel i cisnąć tam, gdzie nie spodziewali się znaleźć, oferując tajemnicę, grozę i prostą, polską codzienność podane charakterystycznym dla niego językiem.


Opowiadania Orbitowskiego pod pewnymi względami przypominają krótkie formy Stephena Kinga. Przenoszenie dawnej grozy na nowe grunty i w nowe czasy czy rozłożenie akcentów przypominają Króla Horroru. To, co przede wszystkim rządzi w owych tekstach to normalność. Polska codzienność. Fantastyka czy też groza schodzą jakby na dalszy plan, a jednak są cały czas obecne. Czuć je w nastroju wypełniającym strony, w bohaterach, wreszcie w samym klimacie, który niezależnie od tego czy akcja rozgrywa się w środku nocy czy przy słońcu w zenicie, zawsze jest duszny, przytłumiony. Niby jest światło, ale panuje półmrok. Jak w amatorskim filmie porno nakręconym gdzieś w starej piwnicy – skojarzenie nie pozbawione słuszności, skoro Orbitowski o seksie (choć nie samym akcie) pisze nader często. I nader często używa także wulgaryzmów, ale wulgaryzmów uzasadnionych, pasujących do całości.


Od nowych opowiadań, jakie autor wypuścił na rynek w ostatnim czasie, „Wigilijne psy” różni niewiele. Powstały z ręki młodego buntownika, są zadziorne, czasem nieokrzesane, ale już z własnym stylem i charakterem. To trochę takie wściekłe psy. Gryzące, ale nadające się doskonale na towarzyszy. Ciekawie poprowadzone, czasem nieco tylko dające odczuć, że wyszły spod ręki debiutanta niemal (otwierający, przypominający „Nocny pociąg z mięsem” tekst), znakomicie napisane, wciągające, intrygujące i przekonujące, że warto Orbitowskiego poznać.


Sięgnijcie więc koniecznie, jeśli lubicie dobrą, swojską fantastyką. Zbiór w księgarniach pojawi się już 17 lutego, a dla wszystkich, którzy zakupią powieść wydawca przygotował ciekawy bonus – dodatkowe opowiadanie w wersji cyfrowej. Polecam.

Komentarze