#me - Joanna Fabicka


CZTERY LITERY


„Tak się pije tu na wschodzie

(…)

Jechać wozem, nie ma sprawy,

tu potrzeba trochę wprawy,

będą stać, to będą brać,

nam nie straszne są obławy.”

Sidney Polak, „Chorwat”


Ewa nie jest, jak inni alkoholicy. Nikt nie widuje jej wymiotującej na czworakach na ulicy, policja nie przyprowadza jej do domu. Wszystko wydaje się być w najlepszym porządku. Wielka dziennikarka największej w okolicy gazety, samotna matka, która radzi sobie z wychowaniem nastoletniej córki. Czy ktoś mógłby powiedzieć na nią jakieś złe słowo? Sara, jej jedyne dziecko, z pewnością. Dziewczyna z nadwagą, introwertyczka w za dużych koszulach i martensach wciśniętych na nogi chciałaby mieć normlany dom i normalne życie. Matka jednak nie potrafi jej tego zapewnić. To Sara często zmuszona jest zadbać o rodzicielkę i troszczyć się o podstawowe sprawy, podczas gdy Ewa smutki kolejnych nieudanych związków, jak problemy z nerkami, leczy piwem. Matczyne rady zaś ograniczają się do prostych stwierdzeń, że w paleniu trawki nie mam nic złego, a cnotę stracić warto jest najlepiej jak najwcześniej. Co jednak nie przekłada się na obronę córki, gdy tej zdarzy się podobne odstępstwo od regulaminu, bo pozory jednak zachować trzeba. Poza tym, pijana czy nie, Ewa w jednej chwili potrafi przejść od skrajnie miłej osoby w prawdziwą furiatkę. Ale w szkole Sara też nie ma lekko, niepasująca do durnych, uprzywilejowanych, pięknych, aroganckich (DUPA – jak w skrócie nazywa ich czterema literami) próbuje zdobyć przyjaciół, bez większych jednak efektów. Kiedy pewnego dnia alkohol wreszcie doprowadza do tragedii, kiedy pijana Ewa potrąca człowieka, nastoletnia dziewczyna podejmuje walkę o własny los…


Alkoholizm to jeden z tematów wiecznie aktualnych, choć bardziej mam wrażenie głośnych w ostatnich latach. Pijani kierowcy, skatowane dzieci, noworodki z promilami we krwi, okazje do świętowania przemienione w tragedie. Kultura picia i alkohol z wyższej półki, alkohol traktowany jako część zabawy, przyćmiewają obraz, jakby chcąc wmusić w nas wizję, że problemy z wysokoprocentowymi napojami mają tylko osobnicy zebrani pod szyldem „Żul”. Rodziny patologiczne. Wizerunek alkoholika wysoko funkcjonującego zdarza się rzadko. A taki osób wcale nie jest mniej. Pozornie zwyczajnych, dobrze sytuowanych. Ewa taka właśnie jest: znana, zadbana, pozornie jak wszyscy inni. Spokojna kobieta, po której nikt nie spodziewałby się, że może być sprawczynią czyjegoś nieszczęścia, ale czyż wciąż nie słyszy się podobnych historii zwieńczonych słowami, „Ale to był taki spokojny człowiek”?


Joanna Fabicka, autorka powieści, podobnie jak jej bohaterka Ewa swojej córce, zapewnia nam emocjonalny rollercoaster, nie mniej na zupełnie innych zasadach, bo oczyszczający. Katharsis i rodzaj rozliczenia z tym, co jest naszym narodowym problemem. Choć styl jest lekki i przyjemny, całość przepełniona jest goryczą. Złością nastoletniej Sandry, która ma dość otaczającego ją świata. Rozliczenie następuje, pojawia się nadzieja, ale na szczęście w całość nie wkrada się naiwność ani infantylność. Jest realizm, jest prawda, są emocje i jest siła. „#me” jest jak jej narratorka, Sara, której daleko do wzoru cnót, która wypluje z siebie niejedno przekleństwo i zrobi wiele głupot, ale jednak zależy jej tylko na jednym – naprawieniu tego, co ją otacza. A my, czytelnicy postawieni obok niej, choć nie możemy z naszej bezpiecznej perspektywy wiele zdziałać, kibicujemy dziewczynie. Trzymamy za nią kciuki. Chcielibyśmy pomóc, ale pomóc musi sobie sama.


„#me” to powieść ważna, mądra, potrzebna, ale przede wszystkim bardzo dobrze napisana. Konkretna, nie owijająca w bawełnę, życiowa. Po prostu godna polecenia. Sięgnijcie więc, premiera już 30 marca, i przekonajcie, co ma do zaoferowania.


Komentarze