Zła krew - Max Bilski


KREW, ZŁO I MAX BILSKI W NOWYM GATUNKU


Max Bilski to autor młody stażem, a jednak już znany i ceniony. Ledwie rok jak zadebiutował na rynku, a wystarczyło by zaprezentował czytelnikom trzy tomy „Podróży ze śmiercią”, zapowiedział kolejne, a w międzyczasie popełnił to oto dzieło, „Złą krew”, odchodząc od kryminału w kierunku thrillera ocierającego się czasami o horror.


Niewielka mieścina staje się scenerią tragedii, która wstrząsa społecznością. Samobójstwo młodej, pięknej kobiety, Katarzyny Dunaj, sprawia, że aspirant Adam Zieliński, który ledwie zdążył wypocząć na spóźnionych wakacjach, trafia w sam środek krwawej łaźni. Że kobieta popełniła samobójstwo, nie ma najmniejszych wątpliwości, udział osób trzecich zostaje wykluczony, ale wiele rzeczy się nie zgadza. Samobójstwo kobiety jest niezwykle brutalne, ale co dziwniejsze w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat kilkanaście innych przedstawicielek płci pięknej odebrało sobie życie w taki właśnie sposób. Co je łączyło? Dlaczego wybrały taką metodę? I czemu tak naprawdę umarły? Pytania te nie dają spokoju lokalnej dziennikarce, Magdzie, która do pomocy namawia byłego policjanta, którego żona była wśród ofiar. Do czego doprowadzi ich to śledztwo?


Temat znajomy, znane treści, ale Bilskiemu udało się to ująć w przyjemny i ciekawy sposób. Bo tak to już z thrillerami jest, wiemy, że jest ofiara i że jest morderca, a mordercę tego ściągają jacyś dobrzy bohaterowie, z którymi możemy się mniej lub bardziej identyfikować (a przynajmniej z nimi sympatyzować), a jednak wciąż interesuje nas kto zabija i dlaczego. Jak autorowi uda się spleść wątki i na jaki pomysł rozwiązania całej akcji wpadł, że zechciał się nim z nami podzielić. Bilski swój pomysł znalazł, nie zdradzę oczywiście jaki, ale logiczny dla całości. I sprawiający zarazem, że thriller przecież, jaki staje się udziałem naszych bohaterów, czasem zbliża się przyjemnie do estetyki horroru.


Styl, jakim operuje w powieści, jest stylem lekkim i przyjemnym, odpowiednio krwawym i humorystycznym, kiedy trzeba, choć zarazem stylem, do którego trzeba przywyknąć. Wystarczy jednak kilka stron na obycie się z piórem Maxa i zostaje już tylko przyjemność z lektury dla wszystkich, lubiących mocne wrażenia.


Efekt finalny jest naprawdę udany i wart polecenia. Fajna treść skryta pod znakomitą okładką mojego ulubionego polskiego ilustratora, Dariusza Kocurka. Całość, która intryguje i zachęca do śledzenia kariery Bilskiego. Lubicie powieści z dreszczykiem, sięgnijcie więc, bo warto.

Komentarze