Krwawe gody - Jean Van Hamme, Hermann Huppen


ŚMIERĆ NIE WESELE – JESTEŚ PEWIEN?


Jak mówi stare przysłowie, a właściwie jego fragment – śmierć nie wesele. Jak się jednak okazuje, dalekie jest to od prawdy, czego dowód dają nam scenarzysta „XIII”, „Thorgala” i „Szninkla” oraz rysownik „Wież Bois-Maury” w inspirowanej prawdziwą historią opowieści o spirali przemocy i szaleństwa.


Ten dzień miał być taki piękny. Syn właściciela ziemskiego, który praktycznie rządzi całą gminą wziął ślub z piękną córką urzędnika. Wszystko już gotowe, stoły zastawione, dania przygotowane, goście zebrani… Wesele dopięte na ostatni guzik i… Bilans mówi sam za siebie: cztery osoby zabite, pięć rannych i olbrzymie straty. A wszystko zaczyna się od przystawki zaledwie, pomidorów nadziewanych krewetkami, których wątpliwa świeżość prowadzi do kłótni. Restaurator, Franz Berger, nie zamierza przyznać się do błędu czy też celowego działania, ojciec pana młodego, Jean Maillard, również nie jest skory ustąpić i postanawia bez zapłaty opuścić wraz z gośćmi wesele. Obaj nieustępliwi, obaj przekonani o konieczności udowodnienia kto jest bardziej nieugięty, doprowadzają do patowej sytuacji. Gdy Berger zamyka pannę młodą i jej teściową w łazience, Maillard rozpoczyna swoiste oblężenie jego pensjonatu, sięgając po broń…


„Krwawe gody” duetu Van Hamme/Hermann to komiks tej samej kategorii, co kultowy już film Wojtka Smarzowskiego „Wesele”. W obu przypadkach zwyczajnie rozpoczynające się przyjęcie weselne z powodu chciwości przeradza się w tragedię. W samonakręcającą się spiralę zawiści, w której pierwszą rolę gra władza i pieniądz. Najgorsze ludzkie cechy i pierwotne instynkty biorą górę, bo po prostu górę wziąć mogą. Nikt nie zamierza ustąpić, każdy wierzy w swoje racje, każdy wierzy, że wyciągnięcie ręki będzie jak okazanie słabości. Dopiero ostateczna tragedia położy kres całej sytuacji.


Nie jestem fanem Van Hamme’a, jego „Thorgala” cenię, ale cenię jedynie okazjonalnie, za nieliczne tomy, nie za przereklamowany moim zdaniem całokształt. W przypadku „Godów…” muszę zwrócić mu honor i docenić wielkość. Bo może sama tragedia zaczyna się nieco zbyt pospiesznie, ale już cała reszta – i sam album jako ogół – poraża i zachwyca. Od konstrukcji bohaterów i ich psychologii przez konkretne sceny po przejmujący wydźwięk całości. A wszystko wzięło się z prostej zasłyszanej opowiastki o restauratorze, który zamknął pannę młodą w łazience by goście nie opuścili przyjęcia, co poskutkowało zwykłym dokończeniem wesela. Wystarczyła myśl „A co by było gdyby…” i tak narodziła się jedna z najlepszych europejskich opowieści jakie czytałem od czasów „Polowania”, a być może i w ogóle.


Ale przecież nie sama fabuła tworzy ten album. Hermann i jego rysunki to wcale nie bohaterowie drugiego planu. Realistyczna kreska i stonowana kolorystyka znakomicie oddają nastrój panujący w „Godach…”, Tu nawet w pełnym słońcu czuć osaczenie, a kiedy zapada zmrok, kiedy wkraczają ciemność i ogień, trudno jest oderwać wzrok. I są też przecież te tragedie, które uderzają naturalistycznym przedstawieniem i pięknym ujęciem. Jak dla mnie rewelacja.


Podsumowując, nie zwlekajcie. Jeśli cenicie wielkie komiksy, jeśli chcecie przeczytać coś porażającego i przejmującego niezależnie od medium, jakie reprezentuje, sięgnijcie koniecznie. „Krwawe gody” to jeden z tych komiksów, których się nie zapomina i do których się wraca raz po raz. Polecam gorąco.

Komentarze