Siódma dusza - Andrzej Wardziak


DOM NAD JEZIOREM


Polska literatura grozy w ostatnich latach ma się znakomicie. Kolejne świetne książki starych wyjadaczy przeplatane są dokonaniami młodej, świeżej krwi, która udowadnia najczęściej, że nie musi mieć najmniejszych kompleksów odnośnie starszych kolegów po fachu. Podobnie jest z Andrzejem Wardziakiem, autorem młodym (wiekiem i stażem), ale pokazującym, jak pisze się znakomite horrory dla fanów gatunku.


Rozległa posiadłość, odludna okolica i niewielkie jezioro, czy może staw bardziej, stają się scenerią dla zdarzeń, których nikt się nie spodziewał. Antoni Mostowski ze spokojem wchodzi do wody, zanurza się w niej i pozwala by odebrała mu życie.

Pół roku później pod nieobecność rodziców nastoletni Marcin urządza w domu imprezę. Antoni był jego wujkiem, dom dostał się w spadku rodzicom chłopaka, ale w nastolatku posiadłość budzi dziwne uczucia. Lęk, niepewność, wrażenie, jakby wśród licznych, wiekowych pokoi nie był wcale sam. Spędzenie weekendu z przyjaciółmi wydaje się być najlepszym rozwiązaniem. Alkohol, narkotyki, seks… A może coś innego? Dziwne zachowanie jednej z dziewczyn, jeszcze dziwniejsze uczucia niepokojące zgromadzonych, czyjaś obecność towarzysząca im, jakby poza nimi był w domu jeszcze ktoś… Chęć odkrycia tajemnic odziedziczonego w spadku budynku przeradza się w koszmar.


Można rzec, że na takich właśnie horrorach się wychowałem. Okres nastoletniości to czas, kiedy pasjami oglądałem filmy grozy, a schemat domu nad jeziorem, do którego zjeżdżają młodzi ludzie, by w oparach alkoholu i buzujących hormonów popychających ich do przygodnego seksu, zmierzyć się ze złem w szczególności trafił w mój gust za sprawą „Piątku 13”. Już samo więc umiejscowienie akcji w takiej scenerii zawsze nastraja mnie optymistycznie, ale to byłoby zdecydowanie zbyt mało gdyby powieść miała okazać się co najwyżej przeciętna. Na szczęście „Siódma dusza” okazała się naprawdę znakomitą książką i przede wszystkim solidnym horrorem.


Wardziak nie rozpisuje się zbytnio, nie marnuje też czasu. W akcję wprowadza szybko, od razu zaczyna budować klimat i zadawać pytania. Na początku jeszcze jest lekko, młodzi ludzie rozmawiają, żartują, cieszą oczy piękną koleżanką, potem atmosfera zaczyna się zagęszczać. Pytań przybywa, dziwnych zdarzeń także, akcja przyspiesza, zagrożenie narasta. Schemat zostaje zrealizowany, ale także i przełamany. Są oczekiwane momenty, momenty konieczne w utworach grozy, ale są też i zaskoczenia. A wszystko napisane w sposób lekki, wciągający i klimatyczny. Ze świetnym poprowadzeniem akcji i nastrojem podkręconym dodatkowo rewelacyjną okładką w wykonaniu najlepszego polskiego autora tego typu grafik, Dariusza Kocurka.


Jeśli lubicie horrory, nie wahajcie się – warto „Siódmą duszę” przeczytać.

Komentarze