Wędrowiec z tundry - Jirō Taniguchi


WĘDRÓWKA W GŁĄB WSZYSTKIEGO


Amerykański rynek komiksowy nie jest zbyt przyjazny dla zagranicznych tytułów – w tym oczywiście także mang. Gdy spojrzycie na listę 100 komiksów wszechczasów sporządzoną kilka lat temu przez magazyn „Wizard” przekonacie się, że poza „Akirą” nie znalazło się na niej nic co pochodziłoby z Kraju Kwitnącej Wiśni. Dlatego też tym bardziej warto jest przyjrzeć się „Wędrowcy z tundry”, zbiorowi sześciu nowel graficznych, który w 2008 roku nominowany był do nagrody Eisnera – najważniejszego komiksowego wyróżnienia.


Sześciu bohaterów. Sześć opowieści. I sześć spotkań ze prawdziwą otchłanią.

W pierwszej z nich Jack London, późniejszy znakomity pisarz powieści przygodowych, przemierza z towarzyszami tundrę, kiedy nieprzyjazne środowisko stawia go w sytuacji zagrożenia życia.

Podążając ścieżką wyznaczoną przez tę nowelę, kolejny komiks zabiera nas w inspirowaną „Białym kłem” Londona wędrówkę po mroźnych ziemiach, gdzie grupce ludzi podróżującej psim zaprzęgiem, przy każdym postoju w dziwnych okolicznościach znikają kolejne psy.

W trzeciej opowieści zaś, ostatniej rozgrywającej się w nieprzyjaznej górskiej scenerii, staruszek zmierzyć się musi z niedźwiedziem, który zamordował jego syna. Jak to było w powyższych historiach, tak i tutaj mistycyzm splata się z zupełnie przyziemnym zagrożeniem.


Na inny grunt wkracza Taniguchi w następnej opowieści. Tu młody chłopiec wraz wychowywaną przez jego wujostwo Yae poznaje okrucieństwo morza, kiedy ich łódka zniesiona zostaje na otwarte wody.

Kolejny komiks natomiast wydaje się być historią zupełnie odciętą od tego, co pokazały poprzedniczki. W nim to bowiem młody asystent mangaki radzi sobie z codziennością życia w małym mieszkanku. Różnice są jednak pozorne – morska głębia czy przepastne mroźne przestrzenie zamienione zostają tu na głębię samotności człowieka zamkniętego w miejscu pełnym ludzi.

Do tematu wody (tu zresztą także nie porzuconego) powraca Taniguchi w finałowej opowieści o badaczu wielorybów, który został przez jednego z nich ocalony…



Niezależnie jednak od tego w jakiej scenerii porusza się autor, zawsze prezentuje jedno – wspaniałe emocje, tak w warstwie tekstowej, jak i graficznej. Jego opowieści, samodzielne to, czy inspirowane życiem i twórczością Jacka Londona, urzekają i wzruszają, splatając w sobie wiele cech. Taniguchi serwuje nam najróżniejsze elementy – jest tutaj i mistycyzm (tak wschodni, jak i zachodni), jest horror, jest ciekawa analiza złej strony ludzkiej natury, jest też wreszcie psychologia, romans i wyciszona, intymna niemal przygoda stająca się podróżą w dorosłość. Minusy? Tylko jeden – sceny z niedźwiedziem przygotowującym zasadzkę zabijają autentyczność rozgrywającej się wówczas sceny, ale nie jest to nic, co zaważyłoby na ogólnej ocenie mangi, a ta jest bardzo wysoka.


Poza tym autor oferuje także imponującą szatę graficzną. Drobiazgowe oddanie detali scenerii, znakomita mimika, świetne posługiwanie się cieniami. Przeczytanie tego tomu to za mało, chce się go oglądać i podziwiać jeszcze długi czas po skończeniu lektury.


Szukacie ambitnej, dojrzałej i pięknej graficznie mangi? Sięgnijcie koniecznie.


Komentarze