Comanche #2: Wojownicy rozpaczy - Hermann Huppen, Michel Greg


WOJOWNICY ZNAKOMICI


Pierwszy tom „Comanche” był komiksem niezłym, ale tylko niezłym. Jak nie lubię westernów, tak jego czytało mi się przyjemnie, a jeszcze przyjemniej oglądało. Po druga część sięgnąłem więc chętnie, choć bez większych oczekiwań. I czekało mnie zaskoczenie, bo nie dość, że album jest świetny fabularnie, to jeszcze rysunki Hermanna po prostu zachwycają.


Ranczo trzy szóstki po licznych problemach wreszcie dobrze prosperuje. Handel bydłem przynosi zyski, a kłopoty póki co trzymają się z daleka. Ale w tym stwierdzeniu najistotniejsze są słowa „póki co”, bo oto nagle zjawiają się Czejenowie, przypuszczają atak i zabierają zwierzęta. Comanche i Red Dust decydują się wyjaśnić sprawę z wodzem plemienia, od którego dowiadują się, że mimo traktatów, Indianie nie otrzymali gwarantowanej żywności. Stojąc w obliczu głodu zamierzają dalej rabować rancza i gotowi są wejść na wojenną ścieżkę. Red Dustowi udaje się wyprosić u nich trzy dni  na wyjaśnienie sprawy. Jeśli wróci z ich żywnością, nie dojdzie do wojny, jeśli jednak nic przez ten czas nie zdziała, Comanche, która zostaje w plemieniu jako zakładnik zginie, a Czejenowie rozpoczną ataki, które skończą się tragicznie dla każdej ze stron…


Jak widać fabuła zachowała wszystko to, co proponował poprzedni tom. Mamy więc paczkę bohaterów zmagających się z przeciwnościami losu na dzikim zachodzie. Kłopoty też są podobne, znów problemem staje się bydło, a więc jedyny środek utrzymania. I znów może im zaradzić tylko sprytny Red Dust, a Comanche, choć silna i charakterna musi zostać uratowana. Jednakże nie wypada to wcale powtórkowo, a wręcz przeciwnie. Scenarzysta bierze elementy charakterystyczne dla serii i wyciska z nich to, co najlepsze, splatając w znakomitą opowieść, która może nie jest nowatorska, ale na pewno bardzo satysfakcjonująca.


Prawdziwą jednak rewelacją jest strona graficzną Hermanna. Znakomite, klasyczne ilustracje, genialne ujęcia plenerowe (sceny gdy Red Dust opuszcza Czejenów są rewelacyjne, podobnie jak miasteczko nocą i jego oświetlenie – co z tego, że nie ma tam należytego źródła światła, skoro całość urzeka) i pasujący idealnie kolor. Wszystko to pełne szczegółów, ujęte w typowo europejski sposób i po prostu piękne. Dlatego też cieszy fakt wydania serii w dużym formacie i na świetnym papierze, który współgra z jakością treści.

 

Po pierwszym tomie „Comanche” byłem ciekaw co będzie dalej, ale nie byłem w pełni przekonany do tego cyklu. Teraz się to zmieniło. Duet Greg/Hermann kupił moje serce znakomitą historią przygodową, która spodoba się nie tylko miłośnikom westernów. Dlatego też polecam ją bardzo gorąco i wyczekuję na kolejne tomy.

Komentarze