Szare Smerfy - Luc Parthoens, Thierry Culliford, Alain Maury


SMERFY KONTRA… SMERFY?


Jak wszyscy doskonale wiemy Smerfy są jedne jedyne i niepowtarzalne. Dlatego Gargamel poluje na nie, zamiast szukać innych wiosek tych małych niebieskich skrzatów. Jednak młode pokolenie, które przejęło po Peyu spuściznę serii postanowiło zrewidować to twierdzenie. Co z tego wyszło? Mimo moich obaw naprawdę udany tom serii!


W wiosce Smerfów, jak zwykle nie dzieje się najlepiej. Dotychczas dobre dla siebie, sympatyczne niebieskie stworzonka wpadają w rutynę i złość. Byle drobnostki wywołują w ich małej przecież społeczności coraz większe kłótnie i zatargi. Nieoddane narzędzia, brak czasu, znaleziony krzak smerfojagód… Przy okazji sprzeczki o to ostatnie nasi bohaterowie spotykają dziwnych Smerfów, które noszą szare czapeczki i spodnie. I wydają się być  nadzwyczaj złe! Pomimo trudnej sytuacji Papa Smerf stara się nawiązać przyjazne stosunki z tym drugim smerfnym plemieniem, ale kryzys pogłębia się z każdą. Szare Smerfy pod dowództwem Papy Szefa uważają, że mogą robić wszystko, na co tylko mają ochotę. Jak można sobie z nimi poradzić? I skąd tak naprawdę się wzięły?


Przyznam, że widząc okładkę (i czytając opis treści) pomyślałem najpierw, że syn Peyo oraz pozostali twórcy odpowiadający za ten tom postanowili powielić treść „Awantury w wiosce Smerfów”. Tym bardziej ucieszył mnie fakt, że szósty tom nowej odsłony przygód niebieskich stworków okazał się nie tylko oryginalnym pod względem pomysłu (a przynajmniej na tyle oryginalnym, na ile pozwalała na to konwencja), ale też i całkiem udaną, sympatyczną rozrywką dla czytelników w każdym wieku.

 

Co urzeka? Na pewno storna graficzna. Alain Maury rysuje dokładnie tak, jak rysował Peyo. Podobnie jest także pod względem koloru. Twórcy komiksowi nie poszli w kierunku, jaki obrali autorzy filmowych przygód Smerfów. Zamiast na siłę uwspółcześniać opowieść i sięgać po nowoczesne środki, zachowują klasyczną wartość Smerfów i to należy docenić.


Fabularnie także jest ciekawie. Bo i z humorem i z akcją, i nie brak także w treści dydaktyzmu. I chociaż nie są to te same Smerfy, które przed laty tworzył Peyo, naprawdę warto jest je poznać. Dlatego też polecam je Waszej uwadze i czekam na kolejny, zapowiedziany już tom, bo wygląda bardzo obiecująco.


A przy okazji dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.

Komentarze