Everyman - Philip Roth

ELEGIA EVERYMANA


„Everyman” Rotha to powieść dziwna. Właściwie należałoby rzec, że nie tyle powieść, co relacja ze stypy, na której spotykają się bliscy zmarłego, wspominać jego życie. Elegia. Pełna życia historia o codzienności i godzeniu się z tym, co nieuniknione.


Umarł. Człowiek jakich wielu, mężczyzna mający już swoje lata odszedł z tego świata i właśnie trwa jego pogrzeb. Wokół grobu na zaniedbanym cmentarzu zbierają się jego bliscy i znajomi by pożegnać go po raz ostatni. Pożegnać, a przy okazji powiedzieć kilka słow. Powspominać. Opowiedzieć sobie nawzajem to, co o nim wiedzieli i jak wyglądało jego życie. życie proste, zwyczajne, życie jak setki innych. Życie. Po prostu życie, to które właśnie się skończyło. Młodość, pierwszy kontakt ze śmiercią, przyjaźnie, miłości, małżeństwo, problemy w związku i w życiu, starzenie się, starość… Podróż od narodzin, do śmierci. A właściwie od śmierci do śmierci. Podróż, w której towarzyszymy bohaterowi na każdym kroku.


„Everyman” jest powieścią tak zwyczajną, jak to tylko możliwe. Po ludzku prostą, po ludzku codzienną. Nie znajdziecie tutaj wielkich zdarzeń, przełomowych momentów czy wielkich zaskoczeń. Co więc jest? Prawda. Życiowa, czasem optymistyczna, czasem pesymistyczna, ale prawda. na końcu wszyscy umieramy, nie ma ratunku, ale liczy się coś innego – to jak żyjemy i co przez ten czas osiągniemy. Jaki wpływ wywrzemy na innych.


Patrząc przez pryzmat autora natomiast „Everyman” jest powieścią mocno inspirowaną losami autora. Może nawet swoistym rozliczeniem z tematyką nieuchronnej śmierci. Próbą zrozumienia i pogodzenia się z tym, co nadejdzie. W tekście głośno pobrzmiewają echa z biografii Rotha, od daty urodzenia, przez miejsce zamieszkania po podobne problemy zdrowotne.  Na tym tle bezimienność głównego bohatera staje się bardzo wymowna.


W skrócie: Roth jak zwykle nie zawiódł. I po raz kolejny udowodnił, że nie trzeba pisać grubych, ciężkich powieści, żeby osiągnąć znakomite efekty. Polecam gorąco.

Komentarze