Krew zapomnianych bogów


KILKA SŁÓW O SŁOWIANACH


Horror ma wiele odcieni. Strach pojawiał się od wieków i pojawia nadal w równej formie. Boimy się duchów, kosmitów, wampirów, wilkołaków. Tradycja i nowoczesność mieszają się w jedno. Grupa młodych autorów spróbowała swoich się w temacie grozy osadzonej w słowiańskich ramach. Co z tego wyszło?


Pradawne bóstwa, przesądy, rytuały, amulety, magia, demony i mrok. W minionych czasach lęków był więcej niż teraz. A nasi przodkowie mieli też całe mnóstwo sposobów radzenia sobie z nimi. Ich codziennością było życie na granicy tego, co zwykłe z tym, co mroczne, przerażające i nieziemskie. Kruchy rozejm? Koegzystencja oparta na konkretnych zasadach? Wzajemna tolerancja czy próby przetrwania w obliczu tego, co potężniejsze? W czasach słowiańskich lęk był warunkiem przetrwania, unikania tego, co mogło nas zabić. Ale nie zawsze. Teraz dawne lęki powracają w nowej odsłonie.


Trzynastu autorów napisało piętnaście tekstów, które mierzą się z grozą odległych czasów, zarówno przenosząc nas do minionych wieków, jak też przenosząc tamtejsze zło do naszej teraźniejszości. I jest nieźle, niestety czuć zarazem, że za opowiadania odpowiadają debiutanci. Brak im pewnego wyważenia i doświadczenia, ale kryje się w tym pewien urok. Infantylność i naiwność młodych niewprawionych autorów prosperujących do tego, by zostać zapamiętanymi. Czy są tego warci? W tej chwili trudno ocenić, ale nie czuję by powinni darować sobie pisanie. Za parę lat może wyjść z tego coś ciekawego, póki co jest poprawnie, momentami naprawdę nieźle, choć momenty gorsze także się zdarzają.


Na szczęście „Krew zapomnianych bogów” czyta się bez bólu. Każde z opowiadań o typowy lekki tekst do poczytania w ponure jesienne wieczory, kiedy nie ma nic w telewizji, a nosa nikt nie chciałby wyściubić za próg. Na kolana nie powalają, ale jako niezobowiązująca rozrywka znajdzie swoich zwolenników.

Komentarze