Operacja Dzień Wskrzeszenia - Andrzej Pilipiuk


WESOŁA ZAGŁADA


Postapo to gatunek w ostatnich latach modny i zdobywający coraz większą rzeszę czytelników. Apokalipsa tradycyjna, apokalipsa militarna, z kosmosu, z innego wymiaru, nie do końca określona, zombie-apokalipsa… Długo można by wymieniać. Jedne przedstawione są na poważnie, inne zagładę oferują nam w lekkim stylu, temat traktując z przymrużeniem oka. I właśnie do tej drugiej kategorii zalicza się niniejsza, udana zresztą powieść Pilipiuka.


Rok 2012. Polską rządzi prezydent, Paweł Citka, o którego mądrości trudno powiedzieć coś dobrego. Kiedy pewnego lipcowego dnia terroryści przejmują kontrolę nad naszym rodzimym systemem wyrzutni rakiet z głowicami atomowymi, sytuacja staje się patowa. Zaraz, zaraz. Polska i broń atomowa? Właśnie. Citka wpadł na ten „genialny” (i w sekrecie przed innymi państwami realizowany) pomysł, a teraz rakiety wymierzone zostały w inne kraje, a wojsko nie jest w stanie nic na to poradzić. Przydałoby się zadzwonić do przedstawicieli rządów zagrożonych państw, przyznać do winy, ostrzec, ale nim Citka może to zrobić, jest już po sprawie…

Rok 2014. W ruinach świata spustoszonego wojną atomową wywołaną przed dwoma laty życie toczy się w nowym, postapokaliptycznym rytmie. Czwórka młodych ludzi trafia do Instytutu Fizyki Doświadczalnej w Warszawie, mając odbyć szkolenie przygotowujące ich do podróży w czasie. Cel? Cofnąć się do XIX wieku, zlokalizować przodka Citki i zaaplikować mu modyfikowany wirus, który pozbawi go możliwości posiadania potomstwa. Łatwe? Carska ochrona to jedno, ale pozostaje jeszcze inny problem – Instytut pełen jest tablic w pamięci tych, którzy z podróży w czasie nigdy nie wrócili…


O ile zawsze powtarzam, że Pilipiuk sprawdza się jedynie w krótkich formach, psując powieści nadmiarem wątków i brakiem panowania nad fabułą, o tyle w przypadku „Dnia Wskrzeszenia” nie mogę mu tego zarzucić. Historia bowiem, osnuta wokół prostego, ale ciekawego pomysłu, została poprowadzona sprawnie i w przyjemny sposób. Treść (i styl) bardziej nadaje się dla grupy wiekowej young adult, niż stricte dorosłego czytelnika fantastyki, ale i ci drudzy bawić będą się dobrze. Wystarczy chwila przyzwyczajania dla komediowego tonu całości – a co za tym idzie mniejszej ilości powagi w poruszanych kwestiach, potem zostaje już tylko czysta, lekka w odbiorze zabawa.


Pilipiuk pisze znakomicie. Jego styl jest prosty i przyjemny, czysto rozrywkowy, ale bardzo udany. Nie przynudza, nie przedłuża, szybko wprowadza w akcję, poprawia humor i sprawia, że „Dzień Wskrzeszenia” czyta się jednym tchem. Tekst został dodatkowo wzbogacony o naprawdę przyjemne dla oka ilustracje.


A zatem polecam Waszej uwadze. Jeśli lubicie lekką, wesołą, przygodową fantastykę podlaną ciekawostkami historycznymi, będziecie zadowoleni. Pilipiuk w naprawdę dobrej formie.

Komentarze