Elektra: Assassin - Frank Miller, Bill Sienkiewicz

ZABÓJCZA ELEKTRA


Jeśli widzieliście film „Elektra” zapomnijcie o nim. Ta zupełnie nieudana kinowa adaptacja nie miała do zaoferowania prawie nic, podczas gdy dzieło duetu Miller/Sienkiewicz to kawał świetnego komiksu zachwycającego w szczególności rewelacyjną stroną graficzną. I przy okazji to kultowa już opowieść zgłębiającą psychikę jednej z najważniejszych postaci kobiecych Marvela w historii.


San Concepcion, Ameryka Południowa. W zatoce zostaje znaleziona Elektra. Poraniona noga, otarcia od lina na nadgarstkach i kostkach… Przeżyła utonięcie, teraz zabija dwóch policjantów, próbuje uciec, ale trafia do szpitala psychiatrycznego, o którym krążą plotki, że przyjmuje jako pacjentów osoby niewygodne politycznie. Tuż przed lobotomią udaje jej się zbiec, a jej celem jest tajemnicza Bestia, którą uosabia z postacią ambasadora Stanów Zjednoczonych, Reicha. Tropem wyszklonej morderczyni władającej technikami i bronią wojowników ninja rusz agent S.H.I.E.L.D. Garrett, który w walce z Elektrą stracił partnera. Jednakże dzieje się z nim coś dziwnego. Zafascynowany morderczynią, czujący do niej niemalże perwersyjny pociąg, ma wrażenie, że Elektra siedzi w jego głowie. Dosłownie. Rozdarty przez sprzeczne uczucia, daje się jej wciągnąć w szaloną grę, która wiedzie oboje coraz wyżej po szczeblach władzy i spisku…


Przełom lat 1986-1987 był najlepszych okresem twórczym w życiu scenarzysty i rysownika (a z czasem także reżysera filmowego i sporadycznego aktora) Franka Millara. To wtedy zaprezentował światu dzieła, które na zawsze zmieniły oblicze komiksu – „Powrót Mrocznego Rycerza”, „Batman: Rok pierwszy” i „Daredevil: Odrodzony”, a wśród nich dwie opowieść stworzone wspólnie z Billem Sienkiewiczem, prawnuczkiem naszego noblisty, Henryka Sienkiewicza, stanowiący prolog „Odrodzonego” „Daredevil: Love and War” oraz „Elektra: Assassin”. Jak przedstawia się ten ostatni, najbardziej interesujący nas w tej chwili tytuł? Na pewno bardzo intrygująco, mieści w sobie bowiem cały przekrój zainteresowań Millera, który zresztą stworzył (a potem uśmiercił, niestety wbrew obietnicom wydawcy przywrócili ją do życia) Elektrę. Mamy zatem wojowników ninja, sensacyjną akcję, łączącą w sobie coś z kryminału i coś ze szpiegowskich historii, dużo broni, strzelanin, walk, jest wreszcie także satyra polityczno-społeczna a nawet cyberpunk. Nie zabrakło również seksualności, chociaż nie ma tutaj erotyki, i sporej dozy brutalności. Ale taki właśnie jest Miller, a przynajmniej był, zanim zaczął tworzyć karykaturalne opowieści, jakie prezentował niedawno. Zaangażowany, łamiący schematy, choć też czasami dziecięco naiwny – jego komiksy zachwyciły mnie niemal półtorej dekady temu i „Elektra” odnowiła te uczucia. Dobrze napisana, czasem szaleńczo chaotyczna, wręcz oniryczna, czasem realistyczna, bawi się fabułą, eksperymentuje i analizuje spaczony umysł, do którego daje nam wgląd.


Taka opowieść wymagała więc specjalnej oprawy graficznej, za którą wziął się Bill Sienkiewicz. Sienkiewicza w Polsce znamy głównie z czasów niezapomnianego TM-Semic (całe mnóstwo Spider-Manów z lat 90. mogło pochwalić się ilustracjami, do których nakładał tusz), a bardziej współcześnie choćby z „Sandman: Noce nieskończone” czy „Alias”. „Elektra: Assassin” to jednak jedno z najlepszych jego osiągnięć, pozwalające sobie na równie wiele eksperymentów, co scenariusz Franka Millera. Jego przepięknie malowane rysunki głównie są hiperrealistyczne, ale nie brak także dziecinnych ilustracji czy oniryczno-symbolicznych sekwencji, które jakże doskonale pasują do treści. A nawet więcej – przewyższają ją. Bo fabuła Millera, owszem, jest bardzo dobra, ale to właśnie ilustracje Sienkiewicza po prostu zachwycają.


Na koniec jeszcze słówko o wydaniu. Klasyka Marvela od Egmontu edytorsko prezentuje się jak zwykle bez zarzutu. Świetny papier, znakomita jakość druku, twarda oprawa, dodatki w tym wypadku są skromne (jedna grafika plus posłowie wyjaśniające to i owo o historii imprintu Epic Comics i twórcach tego albumu), ale w tym wypadku wszelkie ozdobniki są zbędne. „Elektra” doskonale broni się sama, dlatego polecam gorąco.

Komentarze