Trainspotting zero - Irvine Welsh


GRA W TCHÓRZA Z POCIĄGIEM


„Another head hangs lowly,
Child is slowly taken.
And the violence caused such silence,
Who are we mistaken?

But you see, it's not me, it's not my family.
In your head, in your head, they are fighting.
(…)
In your head, in your head,
Zombie, zombie, zombie”

The Cranberries



Ta powieść jest jak skrzyżowanie „Zombie” The Cranberries z Sex Pistols. Zaangażowana politycznie i społecznie, aż ocieka anarchią, buntem i wulgarnością. Ale w całej tej kontrowersyjnej otoczce, wśród brudu i krytyki politycznej, snuje autor znakomitą, wciągającą opowieść o młodości i uzależnieniu. A raczej o powolnym przeistaczaniu się zwyczajnego chłopaka dalekiego od niezdrowych ciągot w człowieka kontrolowanego przez nałóg.


Szkocja, lata 80. XX wieku. Mark Renton jest chłopakiem jakich wiele. Jako syn górnika wie co to walka, wie co to bunt i protestowanie przeciw zastanej rzeczywistości. Ale świat, jaki go otacza nie jest najgorszym, co mogło spotkać kogoś takiego, jak on. Wręcz przeciwnie: dobra uczelnia i świetna dziewczyna wydają się kierować go w dobrą stronę, ale wkrótce dochodzi do tragedii. Umiera młodszy brat Marka, dziecko chore, które często budziło jego wściekłość. Teraz jednak wszystko się zmienia, a życie Rentona zaczyna się staczać. Spotkanie starych kumpli jest jak rozniecenie iskry, która zaczęła się tlić w chłopaku. Wciągnięty w ich szalone plany powoli zmierza w kierunku tego Marka, którego znaliśmy z „Trainspotting”…


Prequel kultowej już historii, której ekranizacja także zdobyła wielkie uznanie i swoje miejsce w popkulturze, nie zawodzi. Irvine Welsh, dla którego debiutancki „Trainspotting” stał się trampoliną do sławy, po latach powraca do tych samych bohaterów by dopowiedzieć ich wcześniejsze losy i pokazać genezę wszystkiego. I robi to w naprawdę wspaniałym stylu. Tak pod względem fabuły, jak i pisarstwa.


Fabuła jest prosta, bardzo zaangażowana w politykę czasów epoki thatcherowskiej (którą bezwzględnie piętnuje i krytykuje) i codzienne życie szkockiej klasy średniej, z bezlitosną szczerością pokazując młodzież i ich świat. A przy okazji robi to z młodzieńczą werwą i wściekłością, chociaż Welsh swoje lata już ma. Początkowa sekwencja, kiedy to protestujący górnicy, sprowokowani przez policję, stają do walki ze służbami, doskonale obrazuje złość autora – i tę swoistą walkę z życiem, z której możemy wyjść zwycięsko jak z gry w tchórza z pociągiem. Angażuje przy tym, emocjonuje i tak już pozostaje przez resztę tej znakomitej powieści.


Do tego dochodzi kwestia stylu. A raczej różnych stylistyk, bo Welsh prezentuje perspektywy wielu bohaterów, dorzuca do tego pisany przez Rentona pamiętnik, a każdą z nich odmienia pod względem wykonania. Z pewnością kosztowało to wiele pracy, ale efekt jest znakomity, a powieść czyta się z zapartym tchem.


Dlatego też polecam gorąco. „Trainspotting zero” (czy jak chce tego oryginalny tytuł „Chłopaki na ćpuńskim kacu”) to konkretny kawał (ponad 520 stron typową czcionką przy większym formacie całości) świetnej lektury. Sięgnijcie, warto pod każdym względem.

Komentarze