Grimm Fairy Tales #6: Zbójecki narzeczony - Ralph Tedesco, Joe Tyler, Josh Medors


BAJKI, GROZA I SZCZYPTA EROTYKI


Pierwsze pięć zeszytów serii „Grimm Fairy Tales” na nowo zinterpretowało najsłynniejsze baśnie braci Grimm, takie jak na przykład „Czerwony kapturek”, „Kopciuszek” czy „Śpiąca królewna”. Teraz nadszedł czas by autorzy sięgnęli po coś mniej znanego. Na pierwszy ogień poszedł napisany w roku 1812 „Zbójecki narzeczony”, a Joe Tyler i Ralph Tadesco przepuścili go przez filtr młodzieżowego horroru z odrobiną krwi i szczyptą erotyki. Fani zatem jak zwykle nie będą zawiedzeni.


Tary i Michelle to dwie siostry, które wydają się być ze sobą blisko, ale do czasu. Przystojny John umawia się z pierwszą z nich, ale na imprezie dziewczyna widzi, że w pustym pokoju obściskuje się z nikim innym, jak Michelle właśnie. Wzbiera w niej wściekłość, obie zaczynają się kłócić, wymyślać sobie nawzajem… i wtedy na scenę wkracza tajemnicza kobieta, prosząca je by wysłuchały opowieści, którą ma im do opowiedzenia.

Dawno, dawno temu żył sobie królewicz Iwan, który by móc odziedziczyć tron ojca, musiał wpierw znaleźć sobie żonę. I tak wędrował przez kraj, aż trafił do osady, gdzie poznał dwie piękne siostry. Którą jednak z nich wybrać? I do czego może doprowadzić taka sytuacja?


Scenariusz „Zbójeckiego narzeczonego” to, tak jak w poprzednich zeszytach, całkiem udana młodzieżowa adaptacja baśni przeniesiona na grunt opowieści grozy. Mamy więc nico rozlanej krwi, demoniczne postacie, śmierć, mrok i erotyzujące ukazanie bohaterek. Żadna z dziewczyn/kobiet pojawiających się na łamach tego zeszytu (chyba poza tajemniczą postacią łączącą poszczególne epizody) nie nosi biustonosza, a ich stroje, nawet jeśli są to długie do ziemi suknie, są skąpe i wydekoltowane. Czyli to, na co liczy grupa docelowa niniejszego komiksu. Abstrahując jednak od owych treści, „Grimm Fairy Tales” to całkiem ciekawa dekonstrukcja znanych treści i niezła komiksowa rozrywka.


Szósty zeszyt graficznie tkwi w latach 90. XX wieku. Wprawdzie kolor jest jak najbardziej nowoczesny, jednak kreska, obfite kształty i stylizacja na Todda McFarlane’a przypomina to, co widzieliśmy w owym okresie w „Amazing Spider-Manie” („Clone Saga”) czy „X-Menach”. Odpowiedzialny za rysunki Josh Medors to przy okazji autor doskonale obeznany z grozą. W swojej karierze zilustrował takie komiksy, jak „30 Days of Night Annual” czy „Chucky” (tak, tak na podstawie „Laleczki Chucky”), a z szerzej znanych tytułów „Wolverine: Weapon X 100 Project” oraz „G.I. Joe: America's Elite”. Wprawdzie zdarzają mu się wpadki, ale dobrze pasuje do treści.


Podsumowując: szósty zeszyt „Grimm Fairy Tales” to przyjemna, niezobowiązująca lektura. Szybka w odbiorze, nieźle napisana i narysowana. Fanom polecać nie trzeba, ale myślę, że niejeden nieznający wcześniejszych numerów czytelnik będzie się nieźle bawił.

Komentarze