Spider Man: Wszystkiego Najlepszego/Złowieszcza Szóstka - Joseph Michael Straczynski, John Romita Jr., John Romita Sr., Stan Lee, SteveDitko


NAJLEPSZE ŻYCZENIA, PETER!


Wreszcie jest! Kolekcja Superbohaterowie Marvela, uzupełnienie Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela od Hachette, wreszcie pojawiła się na naszym rynku. Wzorem WKKM (a zatem ignorując kolejność wydań oryginalnych) otwierający ją tom zawiera opowieść ze Spider-Manem w roli głównej. A właściwie to kilka różnych opowieść, wśród których króluje tytułowa, jubileuszowa, bo napisana z okazji 500 zeszytu regularnej serii o przygodach Człowieka Pająka historia podsumowująca pewien etap tej postaci.


Album zaczyna się jednak doskonale nam już znanym (wcześniej opublikowano go zarówno w Essentialu od Mandragory, jak również w tomie WKKM „Początki Marvela, lata 60-te”), ale odświeżonym na potrzeby tego wydania przedrukiem „Amazing Fantasy 15”. To w tym numerze zadebiutował Spider-Man i to tam została opowiedziana historia narodzin herosa. W odróżnieniu od wcześniejszych wydań mamy tutaj zmieniony przekład (raczej na lepsze) oraz nowy, komputerowy kolor – współczesny, ale stonowany i znakomicie pasujący do kreski.


Kolejnym komiksem jest pierwszy Annual Spider-Mana z 1964 roku, w którym szóstka największych wrogów Petera łączy siły by go pokonać. Wiedzą, że w pojedynkę nie mają z nim szans, ale wpadają na „genialny” plan by właśnie w pojedynkę, jeden po drugim, mierzyć się ze Spider-Manem. Żeby zwabić go w swoje sidła porywają Betty Brant, pamiętając że już niegdyś o nią walczył, oraz (przypadkiem) ciotkę May. Pech chce, że Peter nagle traci swoje moce i musi stanąć do walki jako zwykły człowiek.

Zeszyt, choć pogrubiony (41 stron) i z całą plejadą marvelowskich bohaterów w tle jest mierną opowiastką bez logiki, pełną głupich żartów i idiotycznych rozwiązań fabularnych. To ona jednak zapoczątkowała podobne historie na łamach serii i chociaż jest gorsza od typowych zeszytów drukowanych w latach 60. XX wieku, warto ją poznać ze względu na wartość historyczną.


We „Wszystkiego najlepszego” Peter tuż przed swoimi urodzinami zmaga się z całą masą kłopotów. Administracja szkoły przez pomyłkę zamówiła niewłaściwe książki, za które on musiał zapłacić z własnej kieszeni, a teraz nie zamierza nic z tym zrobić, a kiedy Parker ma w końcu chwilę sam na sam z ukochaną M.J. walka herosów z potężnymi siłami wrogów zmusza go do interwencji. Pojedynek jednak z każdą chwilą robi się coraz niebezpieczniejszy, do tego powraca Dormammu, a jego starcie z Doktorem Strangem kończy się w dość nieoczekiwany sposób – Peter zostaje uwięziony w czasie, spoglądając zarazem wstecz, na wydarzenia, które go ukształtowały, jak również na te, które dopiero nadejdą – i ostatecznie zakończą jego karierę. By powrócić do teraźniejszości będzie musiał raz jeszcze przeżyć wszystkie najważniejsze momenty swojego życia…


Kiedy w roku 2001 amerykański scenarzysta o polskich korzeniach Joseph Michael Straczynski przejął tworzenie „Amazing Spider-Mana” (wraz z 30 zeszytem drugiego Volume’u), z miejsca na zawsze odmienił oblicze serii. W dobrze znanej i w Polsce historii „Powrót do domu” (jej publikację zaczęło jeszcze Fun Media, potem komiks wznowiono w ramach „Dobrego Komiksu” kontynuując zaczęte wątki, a wreszcie przypominano w kolekcji WKKM) kazał Peterowi zostać nauczycielem w liceum, do którego ten sam uczęszczał, a także (a może przede wszystkim) podważył fundament w postaci pochodzenia pajęczych mocy, stawiając na drodze Spidera zarówno człowieka o identycznych zdolnościach, jak również Molruna, wroga od wieków zabijającego posiadaczy pajęczych zdolności. Zagłębiając się w wyjaśnienia oraz tłumacząc dlaczego Parkera wciąż atakują wrogowie za totem obierający zwierzęta, przedstawiał jednocześnie prostą codzienność. Kłopoty w pracy, kłopoty z uczniami, kłopoty uczniów… 11 września też odbił się w serii głośnym echem, tak samo strzelaniny w szkołach. Starczynski naprawił przy tym relacje Petera z M.J. i doprowadził do odkrycia jego sekretu przez ciotkę May (to co widzieliśmy w starych TM-Semicowych komiksach sprzed jego runu nie było prawdą – pajęczy sekret odkryła kobieta udająca May, ale to już zupełnie inna historia). Co więcej uczynił Spidera o wiele bardziej ludzkim. Nic więc dziwnego, że za „Powrót do domu” dostał Eisnera (komiksowy odpowiednik Oscara) – jedyny w historii opowieści o Człowieku Pająku. Jemu też powierzono napisanie fabuły 500 zeszytu i chociaż nie stworzył z tego wielkiej historii, zrobił dokładnie to, co powinien – godnie podsumował ponad 40 lat publikacji serii.

 

Co jest w tej opowieści na plus? Na pewno jej zwyczajność. Codzienne problemy Petera i jedna wielka retrospektywa jego losów. Na nowo patrzymy na śmierć Gwen, widzimy narodziny jego wrogów, przełomowe chwile… A co ważniejsze zaglądamy za kurtynę przyszłości. Niestety ten wątek nie został potem kontynuowany, w pewnym momencie serię zrestartowano, wymazując część kanonicznych dotychczas zdarzeń i tak zostało po dziś dzień. Wciąż jednak możemy zobaczyć jak ciekawie zarysował go Starczynski i jaki miał potencjał. Co podkreśla finałowy, bardzo ciekawy zeszyt, który po przerywniku z May w parku, pokazuje nam postać krawca szyjącego kostiumy dla herosów i superłotrów. I nie zapominajmy także o epilogu 500 zeszytu narysowanym przez legendą, Johna Romitę Sr. (ojca głównego rysownika tej opowieści) – to znakomita kropka nad i, dostarczająca emocji i wywołująca uśmiech na twarzy.


A minusy? Na pewno brak czegoś… hmm… większego. To chyba dobre słowo. Przeciwnik w tej fabule jest dość nijaki. Poza tym to chyba jedyny jubileuszowy numer, w którym nie następuje przełom. W 50 zeszycie Peter zrezygnował z kostiumu, w 100 wypił miksturę, która pozbawiła go mocy by być zwykłym człowiekiem, w 200 po raz kolejny zmierzył się zabójcą wujka Bena, a w 300 pojawił się Venom. W następnych jubileuszach było jeszcze bardziej przełomowo – 400 zeszyt pokazał nam śmierć May oraz aresztowanie Petera za morderstwo, w 600 May brała ślub, a umierający Doc Ock starał się za wszelką cenę zniszczyć ceremonię, natomiast w 700 Peter umarł w ciele Doc Ocka właśnie, a ten, wcielony w niego został nowym Spider-Manem. Na tym tle „Wszystkiego najlepszego” wypada nieco blado, ale z drugiej strony zwyczajność historii jest także jej zasadniczym plusem.



Omawiając jednak ten album nie można nie wspomnieć także o rewelacyjnych rysunkach Johna Romity Jr. Był czas, kiedy nie przepadałem za jego kreską, ale szybko kupiła moje serce i w chwili obecnej (a trwa to już od blisko 15 lat) należy do czołówki moich ulubionych ilustratorów. Jego rysunki, choć proste i – kolokwialnie mówiąc – kanciaste, urzekają, zachwycają i chce się je oglądać. Dobrze nałożony kolor pasuje do nich znakomicie, a w konfrontacji z epilogiem widać, że Jr. przerósł Sr. chociaż zawsze miał pod tym względem kompleksy. W skrócie, coś wspaniałego.


Także pod względem wydania. Solidna ilość stron i twarda oprawa oraz dodatki w połączeniu ze świetną ceną to standard dla Hachette. Jednakże bonusy w tym przypadku są lepsze, niż w WKKM. Zamiast rozbudowanej galerii wolę klasyczne komiksy, co właśnie tu otrzymałem, kilku stron galerii także nie zabrakło, a do tego mamy kulisy powstania Spider-Mana, top 5 jego walk, najważniejsze stroje, jakie nosił w karierze oraz sześć stron ilustrowanego streszczenia wątków serii (niestety wiele nie zostało rozbudowanych tak, by wyjaśnić polskim czytelnikom wszystkie niejasności) wraz ze wspomnieniem najważniejszych zeszytów w historii Spider-Mana. Robi wrażanie? Robi. I to takie, że z ochotą przymknąłem oczy na błędy w dymkach (a to brakuje literki, a to źle podzielono słowa).


Jeśli więc się wahacie czy warto kupić, przestańcie i pędzicie do najbliższego punktu z prasą. Ten tom (jak i większość kolejnych, choćby takie perełki jak łączne wydanie „X-Men: Days of Future Past” oraz „X-Men: God Loves, Man Kills” czy „Kapitan Ameryka: Wojna i pamięć” – wszystkie trzy są na liście 100 najlepszych historii obrazkowych wg Wizarda) wart jest każdego wydanego na niego grosza. Polecam gorąco!

Komentarze

  1. No dobra, zachęciłeś. Jutro sprawdzę w kiosku co i jak. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Marvelowskie produkcje. Począwszy od komiksów, a kończąc na filmach. Mistrz w każdym calu.
    Zapraszam na stronę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz