Piekielny Brooklyn - Hubert Selby Jr.

NDERGROUNDOWY BROOKLYN


Gdybym miał w prostych słowach scharakteryzować twórczość Huberta Selby/ego Jr., powiedziałbym że jego powieści są literackim odpowiednikiem muzyki punkowej. Wprawdzie wcześniejszym od niej (kultura punkowa powstał w połowie lat 70. XX wieku, podczas gdy literacki debiut pisarza ukazał się w roku 1964), ale przypominającym ją na wielu polach. Nic w tym jednak dziwnego, korzenie obu tkwią głęboko w undergroundzie, dzięki czemu ich pierwotność, brud i pewna brutalność oddziaływują bardzo mocno na odbiorcę. „Piekielny Brooklyn”, debiutancka powieść Selby/ego doskonale wpasowuje się w to, co napisałem powyżej. Jest brudna, jest mocna, ale i emocjonalna, a jej siła skutecznie trafia do serca i umysłu.


Lata 50. XX wieku. Brooklyn staje się scenerią dla losów bohaterów, którzy wiodą swoje specyficzne żywoty. Georgette to uzależniona od narkotyków transwestytka prostytutka. Ma swoje ambicje i kocha się w niejakim Vinniem. - przywódcy lokalnego gangu złożonego z młodocianych przestępców; typie brutalnym i zdeprawowanym. Bezimienny ojciec zmagający się z alkoholizmem, snuje opowieść o ciąży swojej córki i jej chłopaku, mechaniku. Tralala żyje ze sprzedawania siebie. Od kiedy w wieku 15 lat straciła dla rozrywki cnotę, nauczyła się czerpać korzyści z seksu, a także powielać je, okradając swoich klientów. Tę grupę zamyka Harry, odreagowujący na żonie stratę kochanka. W bezlitosnym, brudnym mieście, spaczeni jak ono samo, starają się zaznać choć odrobiny szczęścia, zanim ich świat całkiem się zawali.


Prostytucja, narkotyki, seks, przemoc na ulicach i w domu, gwałty, molestowanie, homoseksualizm, transwestytyzm…  Ta książka nie zna tematów tabu, a sposób w jaki je porusza, doprowadził choćby do zakazania powieści we Włoszech. Pamiętajcie o tym, zanim przystąpicie do jej lektury, jeśli bowiem jesteście wrażliwi, możecie poczuć się zszokowani. Ale jeżeli zdecydujecie się sięgnąć po „Piekielny Brooklyn”, nie pożałujecie, bowiem w całym tym brudzie i mroku, tkwi o wiele więcej, niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. Co najbardziej zachwyca i przeraża zarazem to portret Brooklynu i ludzi, którzy tam żyją. Ludzi z nizin, z dna wręcz. Ich losy przejmują i trafiają do serca – nie ważne czy nienawidzimy ich, litujemy się nad nimi czy też znajdujemy nić porozumienia.


W głębszym wejściu w powieść (a właściwie samodzielne opowieści, które dopiero w szerszym kontekście stają się jedną większą całością) pomaga nam zdecydowanie stylistyka, jaką posługuje się autor. Selby, który zaczął pisać, bo skazany na śmierć przez gruźlicę, żyjąc na przekór wszystkim, uzależniony przez leczenie od wielu środków, nie mógł robić praktycznie nic więcej, zaznał biedy i brudu, który sam opisuje. Jego pisarstwo jest surowe, undergroundowe i stara się iść po najmniejszej linii oporu – nie tylko od względem minimalizmu, ale też i np. rzadkiemu używaniu akapitów, braku separacji dialogów czy stosowaniu / zamiast ‘, bo bliżej znajdował się na klawiaturze maszyny – ale tym bardziej trafia w sedno. Wymaga, jednocześnie z nawiązką owe wymagania rekompensuje.


Warto. Naprawdę warto jest poznać twórczość Selby/ego. To dziwna literacka jazda bez trzymanki, łącząca wszystko co najlepsze z nizin i wyżyn literatury. Wprawdzie nakład „Brooklynu…” już się wyczerpał, ale jeśli będziecie mieli okazję trafić na tę powieść, nie wahajcie się i zanurzcie w ten specyficzny świat. Polecam gorąco!

Komentarze