Bruderszaft ze śmiercią Tom 3: Dziwny człowiek / Grzmijcie, fanfary zwycięstwa! - Boris Akunin


EKSPERYMENT ZE ŚMIERCIĄ


Boris Akunin to jedyny obok klasyków oraz mistrzów fantastyki pokroju braci Strugackich oraz Kiryła Bułyczowa pisarz rosyjski, którego cenię. Pisarza mocno związany z gatunkiem kryminałów retro, ale i eksperymentator, próbujący swoich sił w najróżniejszych stylistykach, a także bawiący się konwencją samej literatury. Seria „Bruderszaft ze śmiercią” to jeden z ciekawszych jego eksperymentów, łączących retro beletrystykę z niemym filmem. I chociaż najlepszemu dziełu pisarza, którym dla mnie wciąż pozostaje „Azazel” nie dorównuje, wciąż stanowi kawał naprawdę dobrej literatury rozrywkowej.


Na trzeci tom polskiego wydania „Bruderszaftu…” jak i na poprzednie złożyły się dwie części oryginalnej serii. Akcja obu dzieje się w trakcie trwania pierwszej wojny światowej. W pierwszej z nich, zatytułowanej „Dziwny człowiek” Josef von Teofels dostaje kolejne zadanie. Cel kampanii z 1915 roku nie został osiągnięty i Rosja nie upadała mimo straty dwóch i pół miliona żołnierzy. Dodatkowo rosyjski wywiad i kontrwywiad stały się wielkim problemem, szczególnie że przez zmanipulowane informacje doszło na froncie do kolejnej klęski Niemiec. A wszystko przez generała Żukowskiego, który przewerbował ich agenta. Josef ma za zadanie pozbyć się Żukowskiego. Zabicie go uczyniłoby z generała męczennika, dlatego najlepszym sposobem jest zdyskredytowanie przeciwnika…

Bohaterem drugiej opowieści „Grzmijcie, fanfary zwycięstwa!” jest agent rosyjskiego kontrwywiadu Aleksiej Romanow staje się kluczową postacią dla wielkiego natarcia na siły wroga. Mimo wieku i stopnia osiągnął naprawdę wielki sukces, teraz od niego będą zależały losy tajnego planu…


Boris Akunin (a właściwie Grigorij Szałwowicz Czchartiszwili) dał się przede wszystkim poznać, jako autor powieści kryminalnych. Cykl „Bruderszaft ze śmiercią” pozornie uderza w inne klimaty: bohaterami są szpiedzy dwóch stron wojennej barykady. Pamiętajmy jednak, że nawet w swoim opus magnum, jak można bez wahania określić wciąż niezakończony cykl o Eraście Fandorinie, nie zabrakło podobnych klimatów. Historia ta po części toczyła się w czasie konfliktu rosyjsko-tureckiego, który nie pozostał bez wpływu na życie głównego bohatera. Wprawdzie tamtym powieściom bliżej było do przygód Sherlocka Holmesa, niż czegokolwiek innego, ale pokazują dobrze, że w „Bruderszafcie…” Akunin wcale nie zmienił frontu. Zmienił jedynie proporcje, zagadki zastępując nie mniej wciągającą akcją, a całość okraszając niezwykle klimatycznymi realiami początków minionego stulecia.


Omawiając powieści twórcy „Azazela” nie można też zapomnieć o stylu. Akunin pisze bowiem lekko, nieco staromodnie i bardzo, ale to bardzo przyjemnie. Z łatwością przykuwa czytelniczą uwagę, potrafi oczarować opisami, a także zaciekawić bohaterami. „Bruderszaft…” posiada jednak jeszcze jedną ciekawą cechę: zabawę obrazem. Po przekartkowani tomu w oczy rzuca się całe mnóstwo czarnobiałych ilustracji. Czasem są to rysunki, czasem zdjęcia, razem stylizowane są na stare albumy i nieme nagrania. Próba zatarcia granicy między dwoma rodzajami mediów wprawdzie bardziej zbliżyła powieść do komiksu, niż filmu, nie mniej efekt jest bardzo ciekawy. Szczególnie w połączeniu z faktami historycznymi.


Podsumowując, „Bruderszaft…” to bardzo ciekawa i przyjemna pozycja, którą znakomicie czyta się nawet bez znajomości poprzednich tomów. Podana lekko, przyjemnie z humorem i napięciem, dostarcza solidnej porcji bardzo ładnie wydanej rozrywki. Jeśli lubicie Akunina, na pewno się nie zawiedziecie.

Komentarze