Lucky Luke #36: Cyrk Western - René Goscinny, Morris


CYRK NA KÓŁKACH (I NA DZIKIM ZACHODZIE)


Chociaż za przygody Lucky Luke’a przez lata publikowania serii odpowiadali różni twórcy, po dziś dzień to właśnie tomy pisane przez niezapomnianego René Goscinnego pozostają tymi najlepszymi. Co o tym decyduje? Przede wszystkim niepowtarzalny humor i żarty, jakimi wypełniał swoje fabuły, które autentycznie bawią i nie zestarzały się ani odrobinę. Do tego dochodzą naprawdę ciekawe treści i elementy dostarczające rozrywki zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Jest wreszcie jakaś ponadczasowa magia, której nie da się ubrać w słowa, ale czuje się ją na każdym kroku. „Cyrk Western” ma w sobie to wszystko, więc miłośnicy Goscinnego na pewno będą zadowoleni.


Uciekający przez Indianami Lucky Luke spotyka na pustyni dziwne zwierzę. Duże, szare, z trąbą… Co to niby ma być? Skąd się wzięło? Okazuje się, że na Dziki Zachód zawitał cyrk! Należąca do kapitana Erasmusa Mulligana trupa wybrała się na pierwsze w historii kraju triumfalne tournée po zachodnich Stanach, jednak ze względu na zamiłowanie kapitana do alkoholu nie wszytko idzie jak należy. A to zgubi się jakiś sprzęt, a to odejdzie członek ekipy. Tym razem jeden z wozów złamał koło. Lucky Luke pomaga w jego wymianie, ale na wieść o dorocznym rodeo w Forcie Coyote, Mulligan postanawia wybrać się tam ze swoimi pokazami. Nie straszni mu Indianie, nie boi się nawet „Brylantowego Zęba” Zilcha, do którego należy całe miasteczko. Ten jednak nie zamierza tak łatwo się poddać i chce pozbyć się konkurencji dla swojego rodeo…

 

Lucky Luke i jego wierny koń Jolly Jumper na cyrkowej arenie? To oznacza tylko jedno: będzie się działo! I jak zawsze dzieje się dużo, z humorem (świetne żarty o kolorze słonia) i w znakomitym stylu. Nasz dzielny, szybszy od własnego cienia kowboj nie ma nawet chwili wytchnienia, a zderzenie mentalności artystów przekonanych o możliwości rozwiązania każdego problemu za pomocą przedstawienia z brutalnością (no dobrze, „brutalnością”, to w końcu komiks dla dzieci i każda przemoc jest jedynie umowna) Dzikiego Zachodu wywołuje wiele komicznych sytuacji. Czy bohaterowie wyjdą z tego cało? Czy zło zostanie ukarane? Oczywiście że tak! Nie chodzi jednak o to, by zaskoczyć czytelnika na tym polu, tylko dostarczyć mu emocji zgoła odmiennych, wynikających z zabawy westernowymi schematami, a z tego założenia komiks Morrisa i Goscinnego wywiązuje się aż z nawiązką.

 

Do tego dochodzą oczywiście także znakomite, cartoonowe ilustracje, które często kryją w sobie wiele dodatkowych komicznych elementów. Klasyczne, barwne, proste, ale urocze, cieszą oko i współgrają z fabułą.


Zabawa z Lucky Luke’iem i cyrkiem jest więc przednia. Jak zawsze zresztą. Ta seria to jeden z tych niestarzejących się klasyków, który powinien poznać każdy. Dlatego gorąco polecam ją Waszej uwadze.


A wydawnictwu Egmont dziękuję za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.

Komentarze

Prześlij komentarz