Rycerze Sidonii #1 - Tsutomu Nihei


OSTATNIA NADZIEJA LUDZKOŚCI


„Rycerze Sidonii” to manga mecha wyrosła na gruncie dobrze wszystkim znanego „Neon Genesis Evangelion”. Prostsza wprawdzie, ale bardzo sympatyczna i ciekawa. Duże roboty, kosmiczni wrogowie, niepewni siebie młodzi wojownicy zmuszenie poradzić sobie ze śmiertelnym zagrożeniem i dużo akcji – miłośnicy gatunku nie będą zawiedzeni.


Przyszłość. Układ Słoneczny został zniszczony przez tajemnicze stworzenia nazywane pustelniakami, a niedobitki ludzkości uciekły w kosmos. Podróżując na statku-arce, tytułowej Sidonii, szukają nowego domu we wszechświecie, jednak zagrożenie ze strony wroga nie minęło. Dlatego też powstały gwardy – zdolne pokonać pustelniaków roboty bojowe, za sterami których zasiadają piloci.

Młody Nagate Tanikaze żyje w podziemiach Sidonii, gdzie przez lata ukrywał się z dziadkiem. Dziadek wprawdzie już nie żyje, ale chłopak nadal unika świata przekonany, że mieszkańcy przerobią go na nawóz. Pewnego dnia zbacza z wyznaczonej drogi, którą chodzi podkradać pożywienie i trafia do miasta. Schwytany i przesłuchany staje się jednym z mieszkańców, starając się odnaleźć w zupełnie obcym dla niego świecie. W Sidonii ludzie jedzą raz na tydzień, wszystko dzięki zdolności fotosyntezy, a także potrafią rozmnażać się na zupełnie nowe sposoby za sprawą istnienia trzeciej płci. Tanikaze wkrótce zostaje kadetem mającym pilotować gwarda, jednakże pierwsza misja polegająca na zdobyciu zasobów doprowadza do starcia z pustelniakiem, na które żaden z kadetów nie jest gotowy…


Jako fan „Neon Genesis Evangelion” (a przy okazji filmów kaijū, które zawsze kojarzyły mi się z opowieściami mecha – zapewne z powodu Mechagodzilli) z miejsca polubiłem „Rycerzy Sidoni”. Wprawdzie w kilku momentach Tsutomu Nihei nieco za bardzo się spieszy, jednak stworzona przez niego manga to kawał dobrego, mrocznego komiksu science fiction. Nie brakuje tu trupów, jest nuta lekkiej erotyki, przede wszystkim jednak mamy tu do czynienia z ciekawym przedstawieniem świata przyszłości. Klimat też jest ciekawy, lekko depresyjny, jakby przygaszony. Sama fabuła i bohaterowie ukazane zostały prosto, póki co autor bardziej je zarysował, niż zgłębił, ale to dopiero pierwszy tom i ma na to czas. Ważne, że mangę czyta się szybko i przyjemnie, i ma się ochotę na więcej.


Od strony graficznej „Rycerze Sidonii” także są prości. Pod względem kreski bliżej im do komiksu europejskiego, niż japońskiego, ale nie jest to zarzut. Raczej ciekawa odmiana, nieco brudna, punkowa wręcz, choć oczywiście zdarzają się też kadry bardzo rozbudowane i pełne detali – jak na mangę przystało. Do tego Tsutomu Nihei zamiast typowych „okładek” kolejnych rozdziałów postawił na plansze przedstawiające różne ciekawe miejsca Sidonii, co stanowi miły dodatek.


Jako całość „Rycerze…” to udana propozycja dla miłośników mecha i kosmicznych klimatów. Ciekaw jestem, jak rozwinie się historia Nagate i wierzę, że Nihei (autor „Blame!” „NOiSE” czy „Wolverine: Snikt!”) nie zawiedzie, szczególnie że przed nami jeszcze 14 tomów tej serii. Zapowiada się dobra, wcale nie krótka zabawa.


Manga do kupienia tu:


Komentarze