Długi kosmos - Terry Pratchett, Stephen Baxter


DŁUGA DROGA DO CELU


Z literackimi gigantami tak to już jest, że nawet po śmierci ich twórczość nie przestaje się ukazywać. I nie mówię tu tylko o wznowieniach klasycznych utworów, ale przede wszystkim o niewydanych za życia dziełach. Podobnie jest z Terrym Pratchettem, który wprawdzie zmarł przed dwoma laty, jednak na półkach księgarskich wciąż pojawiają się jego „nowości” – i pewnie nieprędko przestaną, jako że pozostawił po sobie wiele niedokończonych książek. „Długi Kosmos”, podobnie jak to było z wieńczącą „Świat Dysku” „Pasterską koroną”, to znakomite pratchettowe pożegnanie z kolejną serią, do której przyłożył rękę.


Joshua Valienté ma obecnie 67 lat i znów staje oko w oko z przygodą i niebezpieczeństwem. Kiedy odwiedza grób żony na Podstawowej Ziemi, w Wysokich Meggerach jak echo odbija się czyjeś wezwanie. Proste słowa DOŁACZCIE DO NAS niosą ze sobą brzemienne w skutkach konsekwencje, wezwanie zostaje odebrane też przez innych, jak ustalają Następni komunikat trafił także do Niskich Ziem. Do tego w outernecie pojawiają się informacje o dziwnych zjawiskach na Długiej Ziemi – fenomen dotarł nawet do trolli, choć na zupełnie innym poziomie. Kiedy Następni odkrywają, że wiadomość zawiera instrukcję budowy sztucznej inteligencji, zaczynają szukać pomocy w jej stworzeniu. Do czego to wszystko doprowadzi?


Seria duetu Pratchett/Baxter to rzadko spotykany we współczesnej fantastyce dość klasyczny przykład zachłyśnięcia się nieskończonymi możliwościami wyobraźni i eksploracją kosmosu/innych światów. Podobne elementy gatunkowe równie silnie eksplorowano w czasach, kiedy science fiction dopiero się rodziło, oczywiście nigdy o nich nie zapomniano, jednak zapomniano jak powinno się to robić. „Długi Kosmos”, jak i pozostałe cztery tomy serii dają nadzieję, że jednak ten rodzaj fantastyki nie umarł. Pomysł na te powieści był zasadniczo dość prosty, ale nie o odkrywczość tu chodzi, tylko o dobre wykonanie. Pewien geniusz wynajduje aparat zwany krokerem, ten zaś pozwala na „przekraczanie” do innego świata. Jeśli ktoś chce wrócić do początku przesuwa przełącznik w drugą stronę, ale może też odwiedzić inne światy. I kolejne. I następne. Taki prosty zabieg pozwala autorom na dowolne eksplorowanie zarówno tych nowych Ziem, jak i własnej wyobraźni. I widać, że Pratchett oraz Baxter doskonale bawili się dając upust swoim marzeniom oraz dziecięcemu zachwytowi tym, co nieznane, obudowując ten prosty pomysł coraz bardziej złożonymi, dojrzałymi i intrygującymi wizjami.


Pod względem stylu „Długi Kosmos” jest powieścią lekką, przyjemną, ale napisaną na poważnie. Może i jest to fantastyka stricte rozrywkowa, ale zabawa, którą oferuje jest o wiele lepsza, niż w przypadku większości dostępnych na rynku pozycji z tego gatunku. Szkoda więc, że to już koniec, ale z drugiej strony dobrze że koniec nastąpił w tak dobrym momencie. Jeśli więc znakomicie bawiliście się czytając poprzednie tomy albo też szukacie naprawdę udanego Sci Fi („Kosmos…” można mimo wszystko czytać bez znajomości poprzednich tomów), sięgnijcie po tę opowieść. Warto. Premiera już 11 maja.

Komentarze