Likwidator: Ełro 2012 + 2016 - Ryszard Dąbrowski, Nikodem Cabała


KRÓL STRZELCÓW NA EŁRO


Hasła „Polska” i „Sukcesy w piłce nożnej”, jak każdemu wiadomo, nie idą ze sobą w parze. „Likwidator”, który od samego początku swego istnienia, nawet kiedy jeszcze nie miał tak wyraźnie sprecyzowanych poglądów, opierał się na ciętej satyrze obśmiewającej nasze narodowe przywary, po prostu nie mógł pominąć także naszej futbolowej… hmm… kariery. I oto jest, na dodatek w nowej, bardziej aktualnej i rozbudowanej wersji, w której Dąbrowski rozlicza się z wieloma innymi aspektami polskości.


Trwa Ełro. Cała Polska żyje zapowiadanymi sukcesami naszej reprezentacji, ale jak się można łatwo domyślić do sukcesów nam daleko. Kiedy więc piłkarze przegrywają z kim tylko się da, a w kibicach i obywatelach narasta wściekłość, podsycana przez opozycję w postaci niejakiego Jarosława obwiniającego o wszystko obecnego premiera (ryżego), Likwidator… Nie, nasz król strzelców (przynajmniej  na polu broni automatycznie), nie zamierza wkroczyć do akcji i zrobić porządku z naszą pseudo reprezentacja. Rzyga już tym, co polscy piłkarze robią na boisku, ale wydarzenie to zbiega się z innym – na zlecenie premiera służby mają wypalić nielegalne plantacje marihuany w Biebrzy. Stojący na czele rządy T… ryży rozkazał zniszczenie także chronionego prawnie ekosystemu, w którym rozrosły się krzaki narkotyku. I tu Likwidator postanawia wkroczyć. Nie zamierza jednak jechać do Biebrzy tylko… Warszawy. Jaki będzie to miało związek z Ełro? I co jeszcze spotka uśmiechniętego ekoterrorystę?


Dąbrowski tworząc „Likwidatora” za punkt wyjściowy obrał sobie chyba obrażenie wszystkich, bez wyjątku. Główny bohater może i jest ekologiem, anarchistą i terrorystą, nie mniej przez lata wydawania serii oberwało się również i przedstawicielom wspomnianych tutaj grup – czyli docelowego odbiorcy. Taka już jest jednak specyfika tych historii i albo się to lubi, albo nie. Ja lubię, choć nie zawsze z Dąbrowskim zgadzam i mierżą mnie jego ataki na wiarę. Na wiarę, nie religię – na tym polu autor akurat słusznie wytyka przewinienia i brak konsekwencji, a także wywleka wszelkie brudy. Przede wszystkim jednak dostaje się politykom, czy to partii rządzącej, opozycji, czy też niezrzeszonym. Współcześnie to, czy historycznie dla Dąbrowskiego nie ma znaczenia, ważne że może coś wytknąć, a wytykać ma co. Znajome twarze, znajome hasła, znajome sytuacje… Satyra, choć brutalna, jest najsilniejszą stroną „Likwidatora” i potrafi rozbawić, ale w nie pusty sposób.


Graficznie też jest znakomicie. Znane osobistości są tu wyraźnie rozpoznawalne, kreska jest czysta, a jej cartoonowość stanowi jedną z największych zalet. Widać to wyraźnie w zestawieniu z krótkim komiksem Nikodema Cabały dołączonym do zbioru (razem z „Likwidatorem na katechezie” oraz „Likwidator renegocjuje ACTA”), który nawet fabularnie nie wypada tak dobrze, jak główna historia.


Jeśli lubicie ostre, bezkompromisowe komiksy, które bezlitośnie piętnują właściwie wszystko, ten album Wam się spodoba. I cóż, że w tym swoim narzekaniu Dąbrowski przypomina wszystkich tych narzekających Polaków, których tak wyśmiewa – skoro dostaje się tu każdemu, to czemu nie może dostać się także autorowi? Ja jestem za.

Komentarze