Opowieść Podręcznej - Margaret Atwood


BYĆ KOBIETĄ


„Opowieść Podręcznej” to zdecydowanie opus magnum kanadyjskiej pisarki, słusznie uważanej za jedną z najwybitniejszych współczesnych autorek. Po raz pierwszy opublikowana przed ponad trzydziestoma laty zyskała nie tylko wielką sławę, ale też i równie wielkie uznanie tak czytelników, jak i krytyków. Teraz, za sprawą serialu nakręconego na jej podstawie, pojawiła się kolejna okazja by poznać ten utwór, który powrócił właśnie na księgarskie półki. I warto to zrobić, bo powieść Margaret Atwood to ambitna, poruszająca i przerażając wizja niegościnnej dla kobiet przyszłości, nie pozbawiona jednak minusów.


Być kobietą w Republice Gilead znaczy mniej więcej tyle, co być przedmiotem codziennego użytku. Freda jest Podręczną, a to oznacza, że praktycznie nie ma żadnych praw. Nie może czytać, myśleć, patrzeć ludziom w oczy, z domu swojego Komendanta może wyjść tylko raz dziennie, a i to tylko po zakupy. Zasłania ciało, zasłania twarz… bardziej egzystuje, niż żyje, a jej egzystencja sprowadza się do tego, że póki pozostaje szansa na zajście w ciążę, jest dla niej nadzieja na przetrwanie. Wciąż jednak pamięta o swoim życiu sprzed obecnych czasów, o mężu, córce, pracy, wolności, chce to zachować, wierzy, że coś może się zmienić, ale na to nie ma przecież najmniejszych szans…


Chociaż „Opowieść Podręcznej” zdobyła m.in. Arthur C. Clarke Award, a także nominację do Nebuli, dość krzywdzącym byłoby zaliczenie jej do powieści fantastycznych. Gatunek ten bowiem, mimo ambitnych korzeni, przede wszystkim kojarzony jest z lekką, prostą rozrywką, co nijak ma się do niniejszego tytułu. Owszem, trudno jest nie zauważyć tutaj elementów science fiction czy speculative fiction, przede wszystkim jednak powieść reprezentuje dystopijną satyrę, w której mieszają się poglądy feministyczne, polityka religia, wojsko, tematy społeczne i obyczajowe. Jest to więc dzieło zaangażowane, co cieszy, gorzej jest z faktem, że „Pamięć podręcznej” służy feministkom (choć trudno nazwać ją do końca dziełem feministycznym) do manifestowania ich przekonań proaborcyjnych. Fakt ten przeraża równie mocno, jak powieściowe uprzedmiotowienie kobiety – jak można bowiem zabić dziecko (nikt myślący nie nazwie tego inaczej, oszukiwanie się nic tu nie da, co najwyżej obnaży hipokryzję takiej osoby) nigdy nie zrozumiem. Atwood jako osoba mądra i inteligenta, która w innych powieściach nie wkraczała na podobny grunt, wykazuje się tu niekonsekwencją poglądów, a szkoda.


Dobrze jednak, że „Opowieść Podręcznej” traktuje przede wszystkim o czymś innym. O władzy totalnej, jej mechanizmach i przerażającym zniewoleniu jednostki. Jednostki, nie tylko kobiet, bo nie one jedyne są tu pokrzywdzone. Powieść staje się na tym polu odbiciem sytuacji w krajach arabskich, co pozostaje tematem mocno aktualnym. Fundamentalizm i segregacja, zniewolenie i odczłowieczenie – co ciekawe wszystko to staje w opozycji z wszelkimi proaborcyjnymi poglądami, które przecież segregują płody i odbierają im ich prawa. Przypadek? Sprzeczność? Dobrze, że powieść da się jednak odczytywać na wielu różnych polach.


Pod względem stylu „Podręczna…” to powieść znakomicie napisana, wysmakowana literacko i ukazująca świadomość autorki odnośnie własnych pisarskich możliwości. Przy okazji to także dziecko swoich czasów, również (a raczej przede wszystkim) pod względem treści. Chuck Palahniuk miał rację mówiąc, że konserwatywna władza rodzi liberalne trendy – podobnie liberalna zwraca ludzi w stronę konserwatywnych poglądów. Zawsze potrzebujemy ojca, przeciw któremu możemy się buntować, Atwood tą powieścią dała upust swojemu buntowi. W konsekwencji pozwoliła się też ponieść emocjom, ale i tak stworzyła intrygujący i skłaniający do myślenia utwór. Warto po niego sięgnąć, warto pochylić się i przeanalizować – z tym zgodzić, przeciw tamtemu zbuntować. Wyrobić własne zdanie. I posłuchać przestrogi, bo to, co spotyka Podręczną może spotkać każdego z nas, zależy z której strony powieje wiatr fundamentalizmu. Bo na podstawowym, odartym z detali poziomie „Opowieść podręcznej” to nic innego, jak wariacja na temat „Procesu” Kafki, z tym, że nie ograniczona jak on do jednej tylko osoby.

Komentarze