Orange #2 - Ichigo Takano


ZMIENIĆ PRZYSZŁOŚĆ


Może ktoś powie, że nie powinno się określać w ten sposób nawet krótkiej serii po zaledwie drugim tomie, ale nic na to nie poradzę: „Orange” to jedna z najlepszych mang, jakie czytałem w życiu. A czytałem ich naprawdę dużo. Co jest w niej takiego niezwykłego? Miażdżące emocje unikające tanich chwytów, ciekawi bohaterowie, życiowa, bliska każdemu z nas fabuła i prosty, ale rewelacyjny (i równie rewelacyjnie poprowadzony) pomysł. Powstała z tego historia, która wciąga, porusza i sprawia, że nie chce się jej ani na chwilę przestać czytać.


Życie Naho zmieniło się, kiedy dostała list od samej siebie, ale pochodzącej z przyszłości. Kiedy uwierzyła w jego autentyczność, zaczęła realizować plan ocalenia życia szkolnemu koledze, Kakeru, w którym się zakochuje. Drugi tom zaczyna się w momencie, kiedy oboje na nowo zbliżają się do siebie. Kakeru zerwał ze swoją dziewczyną, co daje im więcej czasu i okazji do przebywania w swoim towarzystwie. Na Naho spoczywa jednak brzemię jej misji, a przybywające pytania nie ułatwiają jej życia. Wydarzenia wprawdzie ulegają powolnym zmianom, nie mniej los chłopaka wciąż jest niepewny. Poza tym wszystko wskazuje na to, że przyszłość jednak pozostała taka, jaka jest. Czy to oznacza, że ingerencja w bieg zdarzeń doprowadziła do powstania alternatywnej rzeczywistości? I jakim cudem Naho mogła wysłać list do samej siebie z przeszłości?


Koleżanki Naho wspominają, że z całych sił kibicują by zaczęła chodzi z Kakeru i dokładnie to samą robią czytelnicy „Orange”. Kibicują, dopingują, chcą by miłość tej dwójki się ziściła, a chłopak przeżył, zaznał szczęścia i żeby maska radości, która ukrywa jego smutek, przestała być maską. Co nie znaczy, że to będzie jedyne słuszne rozwiązanie – tak jak w życiu, tak i tutaj której drogi nie wybierze Naho, ktoś będzie pokrzywdzony. W dziewczynie kocha się bowiem jej kolega z klasy, ona tymczasem nie ma pewności co i do kogo czuje Kakeru, bo że czuje, to akurat jest jasne. Emocje narastają, komplikują się, łzy płyną, pojawiają się uśmiechy – i u bohaterów, i u czytelników. Czy można tego nie cenić?


Poza tym w mandze pojawiają się elementy fantastyczne, a właściwie jeden, czyli list, który przeniósł się w czasie. Element ten wkracza w życie bohaterki, staje się jej codziennością, ale pozostaje także zagadką. Czy za dziesięć lat będzie można podróżować w czasie? Jeśli tak, czemu starsza Naho sama nie przeniosła się w czasie? Widzimy wprawdzie wydarzenia dziejące się w przyszłości, jednak na nic takiego nie wskazują – co więc doprowadziło do takiego stanu rzeczy? Kwestia ta intryguje i posuwa akcję do przodu, najważniejsze jednak pozostają emocje, uczucia i wzruszenia.


Znakomity scenariusz zyskał także znakomitą oprawę graficzną. Kreska jest prosta, autorka unika rozbudowanych teł, stawia natomiast na mimikę postaci. Jak w dobrym filmie, tak i tu nie ma efekciarstwa, uwaga natomiast skupia się na twarzach postaci, co wyszło tytułowi na dobre. Dlatego jeśli lubicie znakomite propozycje obyczajowe, historie romantyczne, ale nie halrequinowo naiwne, autentycznie poruszające i wciągające, polecam gorąco. „Orange” to absolutnie rewelacyjna manga i naprawdę warto ją poznać.

Komentarze