Orange #4 - Takano Ichigo

MIŁOSNE ZAWODY


„Orange” powoli zbliża się ku końcowi, jednakże wydarzenia dziejące się na łamach czwartego (i przedostatniego) tomu tylko bardziej się komplikują. Autorka nie zwalania tempa, nie zbliża się do rozwiązania, ale emocjonuje, wzrusza i zachwyca. I nie ważne czy ostatecznie wszystko się wyjaśni czy historia zakończy się, pozostawiając nas w niepewności – zanim to nastąpi czytelników czeka jeszcze całe mnóstwo dobrej zabawy, która trafia prosto w serce.


To, co było do przewidzenia, odkąd tylko Suwa także przyznał się do posiadania listu z przyszłości, stało się faktem. Poza nim i Naho podobne wiadomości dostali także Takako, Azu i Hagita, choć kryli się z tym przed sobą nawzajem. Teraz nadszedł czas by połączyć siły i zacząć wspólnie walczyć o życie i szczęście Kakeru. Tym razem zbliżają się szkolne zawody sportowe, które stanowią jeden z kluczowych momentów. Porażka w nich poniesiona stała się kolejnym przysłowiowym gwoździem do trumny przybitego nastolatka. Pierwotnie Kakeru je przegrał, z czym nie mógł się pogodzić, teraz, kiedy wszystko się zmieniło, może i inaczej potoczy się sama rywalizacja, dlatego też jego przyjaciele, choć nie do końca nadający się do tego wyzwania, dołączają do drużyny. Jednocześnie Kakeru i Naho coraz bardziej zbliżają się do siebie, chociaż chłopak wciąż trzyma pewien dystans. W zawiązku z tą właśnie sytuacją Suwa podejmuje własne korki, ale czy jego działania na pewno zgodne są z celem, jaki narzucili sami sobie w przyszłości?

 

Czwarty tom „Orange” to idealny przykład na to, jak zrobić mangę niemalże w całości poświęconą sportowym zawodom w taki sposób by nawet największy przeciwnik tego typu tematów czytał ją z niecierpliwością i wypiekami na twarzy. Sposób na to jest prosty – wystarczy zaangażować emocje czytelnika, nie każdy jednak potrafi to zrobić. A jeszcze mniej osób potrafi zrobić to w taki sposób, jak Takano Ichigo. Jednakże autorka portretująca siebie w czapce-truskawce (Ichigo po japońsku oznacza truskawkę właśnie) uczyniła ze sportowej rywalizacji walkę o miłość, marzenia i życie. Cała reszta schodzi na dalszy plan – i to właśnie jest w tym wszystkim najlepsze.

 

Poza tym „Orange” od początku do końca to jeden wielki emocjonalny rollercoaster, który najmocniej porusza prostymi, codziennymi sytuacjami zderzonymi z fatalnym losem, jaki czeka Kakeru. Każda zwyczajna rzecz nabiera przez to dużej wagi, a czytelnik czuje ją, jakby opisywane wydarzenia dotyczyły kogoś mu bliskiego. A wszystko to po prostu wspaniale zilustrowane. Podobnie, jak fabuła rysunki są proste i zwyczajne, lekkie, zwiewne, choć momentami także bardzo szczegółowe i doskonale pasują do scenariusza. W skrócie: wspaniały komiks, który polecam Wam gorąco. Naprawdę warto go poznać i dać się uwieść wydarzeniom i postaciom.

Komentarze