Tokyo Ghoul #1 - Sui Ishida


GHULE POŚRÓD NAS


Groza wkroczyła między nas. Istnienie ghuli stało się faktem. Ludzie żyją w ciągłym strachu, napady zdarzają się na każdym kroku, a policja stara się walczyć z wrogiem. W taki świat wkraczamy za sprawą „Tokyo Ghoul”, znakomitej mangi Suiego Ishidy, która w 2015 roku przez 24 tygodnie utrzymywała się na liście bestsellerów New York Timesa.


Dotychczas ludzie stali na szczycie łańcucha pokarmowego, jednak ten stan rzeczy uległ zmianie. Teraz ghule polują na nas, jak na zwierzęta, by zaspokoić głód. Ken Kaneki ma osiemnaście lat i wiedzie spokojne życie młodego studenta. Lubi czytać, nie otacza się ludźmi, uważany jest więc za dziwaka. Dziewczyna, która wpada mu w oko, mimo podobnych co on zainteresowań, wydaje się być nieosiągalna dla kogoś takiego, ale wkrótce obojgu udaje się zamienić kilka słów i… Tak, Ken umówił się na randkę! Spotkanie z piękną Rize Kamishiro nie przebiega jednak tak, jak chciałby tego chłopak. Dziewczyna okazuje się być ghulem, atakuje go i potwornie okalecza. Tylko przypadek sprawia, że Ken uchodzi z życiem z tego starcia, a Rize ginie przygnieciona rusztowaniem. Chłopak trafia do szpitala i… od tego momentu jego życie zostaje wywrócone do góry nogami. Oto bowiem by go ocalić lekarz przeszczepia mu narządy Rize, która okazuje się być posiadaczką tej samej grupy krwi. Nastolatek wraca do zdrowia, ale jako pół-ghul pragnący ludzkiego mięsa…


„Tokyo Ghoul” to horror, ale horror lekki, zabawny i łączący w sobie różne motywy. Autor wprost przyrównuje przemianę Kena do tego, co działo się z bohaterem jednego z opowiadań Franza Kafki, a niektóre sceny grozy skupiające się na nieludzkiej mimice bohaterach oraz ich przerażającym wzroku, przypominają takie horrory jak „The Ring: Krąg” czy „Ju-On: Klątwa”. Jest tu także coś z opowieści o zombie, nieco legendy miejskiej i bardzo dużo z thrillera. Całość zaś opiera się na odwróconym schemacie wybrańca, który musi odnaleźć się w nowej roli i nauczyć być potępieńcem. I pogodzić to ze swoją ludzką, wrażliwą naturą.


To, co różni mangi grozy od komiksów z tego nurtu tworzonych przez Amerykanów czy Europejczyków to fakt, że często obok czystego horroru mamy do czynienia z elementami komediowymi. I tak mimika bohaterów potrafi rozbroić, a ghulica przygotowująca się do zabicia Kena raczy go tekstem: „Nigdy wcześniej nie widziałeś pazura ghula, prawda? Delikatnie podrapię cię nim po brzuszku”. Oczywiście humor najczęściej jest czarny, krew leje się strumieniami, a oderwane, odcięte i wyprute części ciała fruwają wokoło. Obok tych scen rodem z horrorów gore znalazło się także miejsce na nutę erotyki i walki rodem z mang shōnen. A co ważne wszystko to do siebie pasuje.


Szata graficzna ilustrująca szalony scenariusz, też jest odpowiednio mroczna, krwawa i realistyczna. Często jednak nie brakuje jej także lekkości i prostoty zwyczajnej, obyczajowej opowieści. Oczywiście „Tokyo Ghoul” to manga stricte rozrywkowa, co widać także w warstwie rysunkowej, nie mniej zabawa jaką oferuje jest naprawdę znakomita. I mocna. Miłośnicy takich klimatów na pewno będą bawić się bardzo dobrze – ja tak właśnie się bawiłem, dlatego polecam ten tytuł Waszej uwadze.

Komentarze