Tokyo Ghoul #6 - Sui Ishida


ARMIA GHULI


Kaneki i reszta ghuli związana z Anteiku nigdy nie miała lekkiego życia, teraz jednak sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, a zagrożenie jest potężniejsze, niż można by sądzić. A wszystko zaczyna się (i przebiega) dość niepozornie, jednocześnie odsłaniając coraz więcej ciekawych faktów i wprowadzając nowe postacie. Dzieje się więc dużo, ciekawie i w typowy dla serii sposób, fani będą więc bardzo zadowoleni.


Gdy inspektor Amon zmaga się z nowym, bardzo specyficznym kolegą z pracy, Kaneki i Touka zostają odwiedzeni przez Kazuichiego Banjou i jego ludzi. Ten pochodzący z jedenastej dzielnicy ghul poszukuje Rize, chcąc ją ostrzec przez niebezpieczeństwem. Chociaż ghule zawsze działały samotnie, teraz zjednoczyły siły, tworząc organizację Aogiri, na czele której stoi Jednooki Król. Opanowali oni dzielnicę, zaczęli polować na „gołębie”, a teraz wyruszają dalej, chcąc raz na zawsze pokonać wroga. Inni przedstawiciele ich rasy albo się do nich przyłączą, albo zginą. Z jakiegoś powodu to właśnie oni poszukują tRize. Ich drugim celem jest Kaneki – chłopak pachnący podobnie do niej. Kiedy w Anteiku zjawia się Ayato, znienawidzony brat Touki, który dołączył do wroga, bohaterowie nie mają najmniejszych szans na zwycięstwo. Czy tym razem rzeczywiście nie ma już żadnej nadziei?


Seria „Tokyo Ghoul” przebiega właściwie według dwóch konkretnych schematów. Pierwszy z nich widać, kiedy spojrzy się na poszczególne tomy: po bardziej dynamicznej, krwawej i brutalnej części zawsze następuje część spokojniejsza, porzucająca akcję na rzecz wątków obyczajowych, pogłębiania relacji bohaterów oraz dodawania nowych sekretów. Drugi schemat opiera się na wprowadzeniu nowego zagrożenia i zmuszeniu bohaterów do poradzenia sobie z nim. Szósty tom właśnie to robi, dodatkowo, choć po opisie można sądzić inaczej, nie jest skupiony na akcji i walkach (pojedynków i krwi jednak nie zabrakło). Treść znów jest stonowana i mniej mroczna, ale nie mniej ciekawa i wcale nie gorsza.


Co jest największym plusem tej część „Tokyo Ghoul”? Z pewnością rozbudowanie wątku Rize oraz Jednookiego ghula. W fabule następuje też kilka przełomowych momentów, a bohaterowie muszą radzić sobie z problemami samodzielnie. Czy tak już pozostanie, jak zwykle pokaże czas, ale dodaje to mandze odrobiny świeżości. Bez zmian pozostaje natomiast znakomita szata graficzna. Świetna, realistyczna kreska to już cecha charakterystyczna tej serii, a w przypadku opowieści grozy sprawdza się znakomicie. Scenerie miejskie wyglądają, jak żywe, podobnie zresztą rośliny czy też ubrania bohaterów, a także ważne dla całości rany i okaleczenia. W skrócie: świetny komiks. Dlatego jeśli lubicie tego typu opowieści, poznajcie koniecznie, naprawdę warto.

Komentarze