Obrońcy Shannary #1: Czarne ostrze - Terry Brooks


KRONIKI TRWAJĄ


Opus magnum Terry’ego Brooksa powraca. Po wydanym niedawno wznowieniu „Trylogii Miecza Shannary” nadszedł czas by na polski rynek trafiły nieznane wcześniej tomy serii. „Obrońcy Shannary”, bo o nich mowa, to najnowsza opowieść z tego cyklu (poprzedzającą bezpośrednio rozpoczęty niedawno czteroksiąg wieńczący całą tę historię, „The Fall of Shannara”), a jej pierwszy tom, „Czarne ostrze” to naprawdę niezła powieść fantasy dla miłośników gatunku.


Paxon Leah jest ostatnim przedstawicielem niegdyś świetnego rodu, od którego nazwano okoliczne góry i miasto, ale jego fakt ten zbytnio nie dotyczy. Nie ma w końcu z niego żądnych korzyści, a dawna chwała przeminęła najwyraźniej bezpowrotnie, tym bardziej podboje, wyprawy, walki i skarby. Została tylko firma przewozowa należąca do jego rodziny od kilku pokoleń, ale i ona ledwie przędzie, nie przynosząc zbyt dobrego zarobku. I jest jeszcze miecz. Siostra Paxona znalazła go na strychu i powiesiła nad kominkiem, a wszystko wskazuje na to, że czarne ostrze to legendarna broń: jej głownię hartowano w wodach Hadeshornu, a opowieści o wyczynach jej samej łączą się z czarną magią, druidami i wielką mocą. Tylko, że akurat w to wszystko Paxonowi uwierzyć jest trudno, bo chociaż historie rozpaliły jego wyobraźnię, mimo usilnych prób nie zdołał obudzić magii miecza. To jednak wkrótce się zmienia, a chłopak staje oko w oko ze swoim przeznaczeniem i zwraca na siebie uwagę druidów. Co teraz na niego czeka?


„Shannara” to jedna z najbardziej rozbudowanych serii fantasy, która powstaje nieprzerwanie od czterdziestu lat. W chwili obecnej liczy blisko 30 tomów, opowiadania, przewodniki, gry i komiks, do tego dochodzi jeszcze cykl „Word & Void”, z którym w pewnym momencie się łączy i oparty na podstawie pierwszych części nakręcono serial telewizyjny – drugi sezon wystartuje na jesieni tego roku. Trzeba przyznać, że liczby te imponują, a jak jest z samą serią?


To naprawdę niezła fantastyka. Chociaż użyłem wcześniej hasła „fantasy” nie jest ono do końca adekwatne w tym przypadku, bo równie wiele tu z Science Fiction i post apo (ale takiego, w którym świat podźwignął się już po zagładzie), chociaż jednocześnie królują magia i miecz. Całość została ciekawie pomyślana i dobrze wykonana, lekka pod względem stylu i nie pozwalająca się nudzić w trakcie lektury. W „Czarnym ostrzu” akcja właściwie zaczyna się od razu i nie zamierza zwolnić, dzieje się dużo, fabuła podąża dobrze znanymi, sprawdzonymi już ścieżkami a nieco humoru, jaki oferuje ten tom, dobrze współgra z całością. Co więcej, „Obrońcy Shannary”, chociaż kontynuują serię, nadają się doskonale do samodzielnego czytania. Jeśli więc macie ochotę na lekki, nieskomplikowane, ale sympatyczne fantasy, będziecie dobrze się bawić.

Komentarze

Prześlij komentarz