Gnat #2: Kant kontratakuje, czyli przesilenie - Jeff Smith


REWELACYJNY GNAT


Chociaż to „Wielki krowi wyścig”, opowieść, która znalazła się w pierwszym tomie „Gnata” jest uznawany za najlepsze, co do zaoferowania ma ta seria, „Kant kontratakuje, czyli przesilenie” nie zawodzi. To właściwie komiks równie dobry, co jego poprzednik, w rewelacyjny sposób bawiący się motywami z literatury fantasy, disnejowskich bajek, komiksów, a nawet filmów, i wspaniale kontynuujący opowieść o przesympatycznych, choć uciążliwych Gnatach.


Jeszcze całkiem niedawno temu Chwat Gnat wiódł spokojne życie z Gnatowie, ale przez machlojki swojego kuzyna, Kanta, wraz z towarzyszącym im Chichotem, musiał w popłochu uciec w wielki świat. W ten sposób trafił do Doliny, gdzie wmieszał się w kolejne kłopoty, ale na tym nie koniec. Po wielu perypetiach odnalazł kuzynów, zdobył przyjaźń pięknej Zadry, poznał jej babcię spotkał nawet smoka!, jednak teraz czeka go kolejna szalona przygoda. Gdy Kant i Chichot zostają w karczmie, gdzie muszą zmierzyć się z wyzwaniem, od którego zależy ich wolność, Chwat, Zadra i jej babcia wyruszają na wyprawę. Ta jednak bynajmniej nie należy do bezpiecznych. Ledwie wszystko się zaczyna, a już napadają na nich wysłannicy Króldoka, szczurostwory. A to zaledwie wstęp do tego, co ich czka. Kim jest tajemniczy Zakapturzony? Jakie jest przeznaczenie bohaterów? I co tak naprawdę dzieje się w Dolinie?

 

Nie na wszystkie pytania dostajemy jeszcze odpowiedź, ale trzeba przyznać, że drugi tom „Gnata” jest równie rewelacyjny, co pierwszy. Nic w tym jednak dziwnego. Ta seria, inspirowana klasyką, w szczególności „Władcą Pierścieni” J. R. R. Tolkiena, zdobyła w końcu dziesięć nagród Eisnera i jedenaście Harveya – a to dwa najważniejsze wyróżnienia komiksowe w Stanach. I chociaż pozornie fabuła dzieła Jeffa Smitha wydaje się prostą, baśniową opowiastką, gdzie cartoonowi bohaterowie zmagają się z problemami w realiach fantasy, szybko okazuje się, że tkwi w tym wszystkim coś więcej. Co? Przede wszystkim pewna magia, taka magia z dzieciństwa przeniesiona na dojrzalszy grunt. Do tego dochodzi też hołd wszystkim tym dziełom, które tak doskonale znamy i kochamy. Hołd, który trafia bardziej do serca niż umysłu – i ja to w stu procentach kupuję.

 

A wszystko to naprawdę ujmująco zilustrowane. Delikatna, cartoonowa kreska, mocno disnejowska, choć jednocześnie bardzo czerpiąca z dzieł komiksowych starszych, niż filmy Disneya, stonowany kolor i dziwny urok, którego nie sposób do końca ująć słowami. Rysunki doskonale współgrają z treścią – bywają mroczne, bywają zabawne, bywają też urocze i słodkie. Po prostu super.


Dobrze więc się stało, ze „Gnat” po latach trafił w końcu na nasz rynek – i to w rewelacyjnie wydanych zbiorczych tomach. Te komiksy czyta się jednym tchem, na dodatek ich lektura budzi w sercu nostalgiczną tęsknotę za dzieciństwem i ówczesną, nieskrępowaną niczym wyobraźnią, a to uczucia bezcenne. Dlatego polecam Wam tę serię bardzo, bardzo gorąco, oby więcej było takich nowości na naszym rynku.

Komentarze