Żywe Trupy #26: Do broni - Robert Kirkman, Charlie Adlard, CliffRathburn, Stefano Gaudiano


TRUPY NADCHODZĄ PO RAZ 26…


… i wciąż mają się bardzo dobrze. W każdym tomie wprawdzie powtarza się ten sam schemat buntów, zdrady, sojuszy, prób kontroli sytuacji, walki z zombie i starty, ale jest to schemat, który niezmiennie dobrze się sprawdza. W serii wiele oczywiście było momentów słabych, na szczęście najnowszy tom do nich nie należy, stanowiąc dobrą kontynuację opowieści o świecie, gdzie nie można już znaleźć spokoju.


Rick i jego ludzie znów stawiają czoła żywym trupom, ale chociaż jest niebezpiecznie, udaje im się uniknąć strat. Nie oznacza to jednak, że nie trzeba będzie się rozstać z towarzyszami. Po dwutygodniowym pobycie, obóz opuszcza Maggie, wracając do Aleksandrii. Zostawia jednak Rickowi część swoich ludzi, a ten tymczasem zwraca się z prośbą do Michonne, żeby udała się do Królestwa. Odkąd zabrakło Ezekiela, tamtejsi ludzie są zagubieni, poza tym Rick woli by grupami zarządzały osoby, którym ufa. Nie wie jeszcze tylko kogo posłać do prowadzenia Zbawców. Tymczasem jednak w jego własnym obozie zaczyna się źle dziać. Brandon kradnie klucze do aresztu i wypuszcza z celi Negana. Do czego to wszystko doprowadzi? Jednego można spodziewać się na pewno – bez ofiar się nie obejdzie.

Ale czy jest szansa na pojawienie się jakiejś nowej nadziei? W Aleksandrii Eugene jak zwykle stara się połączyć z kimś – kimkolwiek – przez radio. Tym razem jednak ktoś wreszcie odpowiada na jego wezwania. Pytanie – przyjaciel czy kolejny wróg?


Historie o żywych trupach nie są żadnym novum. Popularne szczególnie w latach 60. i 70. ubiegłego wieku, kiedy to George Romero uczynił z nich podstawę swojej filmowej kariery, już wtedy zaczęły zjadać swój własny ogon. Z upływem czasu było tylko coraz gorzej, nic więc dziwnego, że Robert Kirkman nie mógł się wybić ze swoją serią. W końcu jednak udało mu się przekonać wydawnictwo Image do opublikowania jej i wtedy stała się rzecz niesłychana – prosta opowieść o świecie, gdzie grupka ludzi stara się przeżyć po tym, jak doszło do apokalipsy zombie, stała się wielkim przebojem. I to przebojem, który podbił także telewizyjne ekrany, za sprawą bijącego rekordy popularności (ale moim zdaniem mocno przereklamowanego) serialu. Potem pojawiły się gadżety, powieści, gry… Wszystko jednak zaczęło się od opowieści graficznej.

 

A ta przedstawia się naprawdę znakomicie. Fabuła nie jest ani zbyt odkrywcza, ani też szczególnie oryginalnie poprowadzona, ale skrojona została w sposób, który sprawia, że czyta się ją z wielką przyjemnością. Duża doza emocji, elementy gore i atmosfera ciągłego zagrożenia stały się gwarancją sukcesu i nawet kiedy Kirkman opiera całość na powracających motywach i uśmiercaniu kolejnych kluczowych postaci, nadal sprawdza się to wręcz doskonale.


A jak całość przedstawia się od strony graficznej? Wystarczy spojrzeć na okładkę by się o tym przekonać. Ilustracje są brudne, realistyczne, choć proste. Bywają też mroczne i należycie krwawe, a plenery w wykonaniu Charlie’ego Adlarda wyglądają po prostu rewelacyjnie. Na plus należy zaliczyć też fakt, że całość jest czarnobiała – kolor odebrałby tej opowieści cześć klimatu, a ten należy do jej najmocniejszych elementów.


Jeśli zatem lubicie dobre komiksy grozy – niekoniecznie tylko o zombie – ta seria z pewnością Wam się spodoba. "Żywe trupy" oferują wszystko to, czego można od podobnych historii oczekiwać i zapewniają długą rozrywkę w towarzystwie doświadczonych przez los bohaterów. Rozejrzyjcie się za nią wśród nowości, warto.

Komentarze