Life & Death: Prometeusz - Dan Abnett, Andrea Mutti

PROMETEUSZ NIOSĄCY ŻYCIE I ŚMIERĆ

W ostatnich latach za sprawą powrotu do filmowego świata Alienów zainteresowanie uniwersum krwawiących kwasem obcych po raz kolejny przeżyło rozkwit popularności. Obecnie wprawdzie, za sprawą przejęcia wytwórni 20th Century Fox przez Disneya, przyszłość kinowego cyklu stoi pod bardzo wielkim znakiem zapytania, niemniej komiksy z tej serii wciąż mają się znakomicie. Dowodem na to jest choćby seria „Life and Death”, której najnowszy tom, „Prometeusz” pojawił się właśnie wśród komiksowych nowości.


Czterdzieści trzy lata po wydarzeniach z filmu „Obcy: Decydujące starcie” i rok po cyklu „Fire and Stone” na planecie LV-797 zwanej także Tartarusem zjawił się oddział mający zbadać nielegalną działalność prowadzoną w ukryciu przed korporacją Weyland-Yutani, do której należy glob. Pojawienie się Predatorów doprowadziło jednak do walki. Teraz, ci którzy ocaleli, uruchomiwszy obcy statek znajdujący się na LV-797, eskortują go do stacji Ganimedes celem przeprowadzenia inspekcji. Podróż ma zająć sześć tygodni, jednak żadna ze stron nie ma ze sobą kontaktu. Ekipa pozostająca na obcym statku nie rozumie do końca jego działania, nie zna też wszystkich funkcji, choć stara się opanować wszystko przed dotarciem do celu. Niestety napotykają nieoczekiwane problemy, kiedy z jednej z komór wydostaje się żywy Inżynier. Jak się szybko okazuje, nie ma zbyt dobrych zamiarów, na dodatek chroni go osłona, której żołnierze nie mogą przebić kulami, ale on nie ma najmniejszych problemów z zabijaniem ludzi. A to zaledwie początek, bo już wkrótce na wszystkich czeka spotkanie z Alienami oraz Predatorami…


„Fire and Stone” powstało na fali popularności kinowym „Prometeuszem” i okazała się naprawdę ciekawą wyprawą do świata kosmicznych bestii. „Life and Death”, bezpośrednia kontynuacja tamtej serii trzyma poziom, nie odpowiadając wprawdzie na pytania, jakie pozostały po seansach czy poprzednich albumach, ale oferując znakomitą przygodę, akcję i ciekawy klimat. Jednocześnie to także całkiem udana próba ponownego zbudowania komiksowego uniwersum Alienów i Predatorów. Stare, ze względu na nowe filmy, w dużej mierze przestało obowiązywać – podobnie jak to miało miejsce przy „Gwiezdnych wojnach” – przed twórcami stanęło więc trudne zadanie, ale wybrnęli z niego w całkiem zgrabny sposób.



Także, jeśli chodzi o szatę graficzną. Ta wprawdzie w poszczególnych opowieściach jest bardzo różna, oscylująca od udającego malarstwo hiperrealizmu, przez klasyczną komiksową kreskę, po brudne rysunki rodem z lat 90., ale zawsze znakomita. Ten tom jest bardziej klasyczny, dość realistyczny, prosty, ale nastrojowy. Nie brak tu krwi, nie brak też mroku – czyli tego, czego oczekują miłośnicy kosmicznych stworów.



Ja jestem z serii zadowolony. Dobrze jest wrócić do tego świata, choćby na krótko, i raz jeszcze odwiedzić niegościnne zakątki wszechświata. Komiksy „Life and Death” umożliwiają to na całkiem niezłym poziomie. Miłośnikom Alienów polecam z czystym sercem, szczególnie jeśli podobały im się najnowsze kinowe odsłony.


Komentarze