PROMETEUSZ
NIOSĄCY ŻYCIE I ŚMIERĆ
W ostatnich latach za sprawą
powrotu do filmowego świata Alienów zainteresowanie uniwersum krwawiących
kwasem obcych po raz kolejny przeżyło rozkwit popularności. Obecnie wprawdzie,
za sprawą przejęcia wytwórni 20th Century Fox przez Disneya, przyszłość kinowego
cyklu stoi pod bardzo wielkim znakiem zapytania, niemniej komiksy z tej serii
wciąż mają się znakomicie. Dowodem na to jest choćby seria „Life and Death”,
której najnowszy tom, „Prometeusz” pojawił się właśnie wśród komiksowych
nowości.
Czterdzieści trzy lata po
wydarzeniach z filmu „Obcy: Decydujące starcie” i rok po cyklu „Fire and Stone”
na planecie LV-797 zwanej także Tartarusem zjawił się oddział mający zbadać
nielegalną działalność prowadzoną w ukryciu przed korporacją Weyland-Yutani, do
której należy glob. Pojawienie się Predatorów doprowadziło jednak do walki.
Teraz, ci którzy ocaleli, uruchomiwszy obcy statek znajdujący się na LV-797,
eskortują go do stacji Ganimedes celem przeprowadzenia inspekcji. Podróż ma
zająć sześć tygodni, jednak żadna ze stron nie ma ze sobą kontaktu. Ekipa
pozostająca na obcym statku nie rozumie do końca jego działania, nie zna też
wszystkich funkcji, choć stara się opanować wszystko przed dotarciem do celu.
Niestety napotykają nieoczekiwane problemy, kiedy z jednej z komór wydostaje
się żywy Inżynier. Jak się szybko okazuje, nie ma zbyt dobrych zamiarów, na
dodatek chroni go osłona, której żołnierze nie mogą przebić kulami, ale on nie
ma najmniejszych problemów z zabijaniem ludzi. A to zaledwie początek, bo już
wkrótce na wszystkich czeka spotkanie z Alienami oraz Predatorami…
„Fire and Stone” powstało na fali
popularności kinowym „Prometeuszem” i okazała się naprawdę ciekawą wyprawą do
świata kosmicznych bestii. „Life and Death”, bezpośrednia kontynuacja tamtej
serii trzyma poziom, nie odpowiadając wprawdzie na pytania, jakie pozostały po
seansach czy poprzednich albumach, ale oferując znakomitą przygodę, akcję i
ciekawy klimat. Jednocześnie to także całkiem udana próba ponownego zbudowania
komiksowego uniwersum Alienów i Predatorów. Stare, ze względu na nowe filmy, w
dużej mierze przestało obowiązywać – podobnie jak to miało miejsce przy
„Gwiezdnych wojnach” – przed twórcami stanęło więc trudne zadanie, ale wybrnęli
z niego w całkiem zgrabny sposób.
Także, jeśli chodzi o szatę
graficzną. Ta wprawdzie w poszczególnych opowieściach jest bardzo różna,
oscylująca od udającego malarstwo hiperrealizmu, przez klasyczną komiksową
kreskę, po brudne rysunki rodem z lat 90., ale zawsze znakomita. Ten tom jest
bardziej klasyczny, dość realistyczny, prosty, ale nastrojowy. Nie brak tu
krwi, nie brak też mroku – czyli tego, czego oczekują miłośnicy kosmicznych
stworów.
Ja jestem z serii zadowolony.
Dobrze jest wrócić do tego świata, choćby na krótko, i raz jeszcze odwiedzić
niegościnne zakątki wszechświata. Komiksy „Life and Death” umożliwiają to na
całkiem niezłym poziomie. Miłośnikom Alienów polecam z czystym sercem,
szczególnie jeśli podobały im się najnowsze kinowe odsłony.
Komentarze
Prześlij komentarz