POCZĄTEK
MARVEL NOW
Można nie lubić Avengersów, jednak są
takie opowieści, które wypada znać niezależnie od własnych preferencji. Oczywiście
tyczy się to głównie klasyki, wśród nowości jest to raczej rzadkością, ale jednak
się zdarza. Pierwszy tom „New Avengers” taki właśnie jest – przynajmniej dla
tych, którzy zamierzają czytać komiksy z linii Marvel Now – i to z kilku
powodów. Najważniejszy z nich jest ten, że to po prostu bardzo dobry album,
stawiający ciekawe pytania i oferujący naprawdę znakomitą rozrywkę. Ale oprócz
tego to właśnie tu zaczyna się nie tylko Marvel Now, ale także opowieść o
inkursjach, która trwać będzie długi czas, a jej kulminacją staną się „Tajne
wojny”, które jednocześnie zakończą całą tę linię wydawniczą.
Wszystko umiera. Reed Richards jest
z tym pogodzony, śmierć jest w końcu nieubłagana i nikt nie zdoła przed nią
uciec, jednak nie może przejść do porządku dziennego nad faktem, że tym razem
nadciąga przedwcześnie. Kiedy nad Wakandą pojawia się druga Ziemia, która
zostaje zniszczona przez tajemniczą kobietę każącą nazywać się mianem Czarnego
Łabędzia, zaczyna się odliczanie do końca wszystkiego. Kobietę udaje się
pojmać, ale to, czego dowiadują się od niej członkowie Iluminatów – tajnego
stowarzyszenia zrzeszającego wybranych członków Avengers – jest więcej niż
niepokojące. Oto na jednej z Ziem doszło do wydarzenia, które echem odbiło się
w całym wszechświecie i wszystkich jego alternatywnych wersjach. Spowodowało to
reakcję łańcuchową w postaci inkursji – zderzeń różnych wszechświatów, które
prowadzą do unicestwienia obu z biorących
w nich udział. Jedyną szansą na ratunek jest zniszczenie punktu inkursji
czyli jednego ze światów, ale kto mógłby zdecydować się na cos takiego? Avengers
rozpaczliwie szukają ratunku, bo ich świat staje w obliczu kolejnych zderzeń,
ale niestety wszystko wskazuje na to, że będą zmuszeni unicestwiać inne planety
by chronić własną. Tylko czy którykolwiek z nich odważy się przyjąć na siebie
taką odpowiedzialność?
Siłą serii „New Avengers” nie są
ani akcja wymazująca z istnienia całe światy, ani też całkiem spora grupa
marvelowskich gwiazd pojawiających się na jej stronach, a pytania o słuszność
działań, granicę własnych czynów, jakie popełniamy by chronić to, co nam drogie
oraz o to, czy ledwie grupka potężnych istot ma prawo decydować o naszym
bezpieczeństwie, skoro nawet wśród nich w każdej chwili mogą pojawić się
konflikty. Na tym właśnie Hickman zbudował swoją opowieść i zrobił to w
naprawdę znakomitym stylu. O wiele lepszym, niż to, co pokazał w drugiej prowadzonej
przez siebie serii – „Avengers”.
Oczywiście czytelnicy spragnieni
akcji także znajdą tutaj coś dla siebie. bohaterowie dużo rozmawiają,
sprzeczają się i szukają rozwiązania swoich problemów, ale jednocześnie
działają. Na ich oczach dochodzi do kilku inkursji, spotykają Galactusa i
odwiedzają Latverię, należącą do ich wroga, Dr. Dooma, a to tylko część tego,
co znajdziecie na stronach komiksu. Ważniejszy jednak jest rozmach całości.
wraz z postępem akcji fabuła łączy ze wspomnianymi już „Avengers”, razem prowadzą
najpierw do eventu „Nieskończoność”, do którego „Wszystko umiera” jest wstępem,
a potem dalej, aż do „Tajnych wojen”, które staną się kulminacją inkursji i
starć z potężnymi, przedwiecznymi bytami z kosmosu. A wszystko to znakomicie
narysowane i bardzo dobrze wydane, na dodatek za atrakcyjną cenę. Naprawdę
warto.
Komentarze
Prześlij komentarz