Ojciec Chrzestny - Mario Puzo

LITERACKA PROPOZYCJA NIE OD ODRZUCENIA


Chyba nie ma osoby, która nie słyszałaby o „Ojcu Chrzestnym” – czy to o powieści, czy też kultowym, uważanym za jedno z najlepszych dzieł w historii kinematografii, filmie, jaki powstał na jej podstawie. Opowieść ta zyskała nie tylko wielkie uznanie, ale i odcisnęła swoje piętno na (pop)kulturze. Jej wznowienie to doskonała okazja by przypomnieć sobie, albo też poznać, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, losów rodu Corleone. Nawet jeśli nie lubicie historii gangsterskich, bo to przede wszystkim kawał dobrej literatury z wyższej półki, znakomicie napisanej i w fascynujący sposób ukazującej od wewnątrz świat nowojorskiej mafii w powojennym okresie. Tym bardziej poruszający, że w dużej mierze odwołujący się do faktów.


Vito Corleone, ojciec chrzestny jednej z sześciu działających w Nowym Jorku mafijnych rodzin, rządzi okolicą w sposób twardy, konsekwentny, ale budzący szacunek innych. Dla swoich wrogów nie ma litości, chętnie jednak pomaga tym, którzy go o to proszą – nie za pieniądze, których mu nie brak, ani też za jakiekolwiek korzyści materialne. Wystarczy mu dług wdzięczności i pewność, że będzie mógł owego dłużnika w każdej chwili poprosić o drobną przysługę. Dla ojca napadniętej dziewczyny niemogącego znaleźć sprawiedliwości w sądzie, młodego Włocha pragnącego pozostać w Stanach i wielu innych ludzi, Corleone to jedyna nadzieja. Jednocześnie mamy tu do czynienia z brutalnym tyranem, otaczającym się ludźmi pełnymi własnych brudów. Ale Vito to także człowiek starej daty, gangster minionej epoki, a powoli nastają nowe czasy, gangsterzy zaś kolejną szansę na zarobek dostrzegają w narkotykach. On jednak chce się trzymać od tego z daleka. Konsekwentne podążanie drogą, jaką obrał przed laty sprowadza na niego zagrożenie, a honor rodziny – jak i cała jej przyszłość – spocznie ostatecznie na barkach Michaela, syna, który zrobił wszystko by odciąć się od interesów krewnych. Tylko czy ktoś, kto na każdym kroku podkreśla jak daleki jest od tego, co reprezentuje sobą nazwisko Corleone, amerykański bohater wojenny, w ogóle będzie chciał przyjąć tę nową rolę?


Sześćdziesiąt siedem tygodniu na liście bestsellerów „New York Timesa”, ponad dziewięć milionów egzemplarzy sprzedanych w ciągu zaledwie dwóch lat i na długie lata status najlepiej sprzedającej się książki w historii – tym właśnie może pochwalić się „Ojciec Chrzestny”. Czy słusznie, głosy są jak zwykle podzielone, jednak trudno jest nie docenić pisarskiego kunsztu Mario Puzo, który serwuje nam niespiesznie prowadzoną gangsterską sagę rodzinną osadzoną w bogatym tle historycznych realiów. Sama fabuła jest tutaj stosunkowo prosta, ale nie chodzi przecież o to, by budować piętrową intrygę. Puzo stara się oddać codzienne życie nowojorskich mafiosów włoskiego pochodzenia, a zarazem ich rozumieć. Ukazuje kulisy władzy i budowania zbrodniczego imperium, ale z bohaterów czyni ludzi na swój sposób prawych. A przynajmniej w mniejszym bądź większym stopniu kierujących się jasno wyznaczonym kodeksem moralnym. Przesyca to wszystko nawiązaniami do prawdziwych postaci, odbijających się w jego bohaterach, niczym w zwierciadle.


Najważniejszy i tak pozostaje jednak styl, którym autor podaje nam swoją opowieść. Kiedy oglądałem filmowego „Ojca Chrzestnego”, nie zachwyciła mnie ani dobra reżyseria, ani też znakomite aktorstwo (choć tego ostatniego oczywiście nie mogłem nie docenić), ale dialogi. Jako że głównym scenarzystą obrazu był Puzo właśnie, spodziewałem się, że powieść też nie zawiedzie na polu stylistycznym – i nie zawiodła. Styl amerykańskiego pisarza (oczywiście posiadającego włoskie korzenie) okazał się głęboki, treściwy i pełnokrwisty. Jakże często pozostaje przy tym potoczny czy wręcz wulgarny, ale w sposób spójny z całą resztą. Język, jakim operuje Puzo jest zresztą jak jego bohaterowie – dystyngowany, ale w rzeczywistości brudny. Czyż nie tak właśnie być powinno?



Jeśli zatem lubicie dobrą literaturę z wyższej półki, coś prostego, ale z ambicjami, powinniście poznać „Ojca Chrzestnego”. To świetna książka – o wiele lepsza od filmu – dostarczająca emocji i przyjemności płynącej nie tylko z odkrywania treści, ale przede wszystkim samego sposobu jej podania. Taka literacka propozycja nie do odrzucenia. 

Komentarze