Anihilacja: Podbój, tom 1 - Dan Abnett, Andy Lanning, Keith Giffen, Christos N. Gage, Mike Perkins, Timothy Green II, Mike Lilly
NOWA
ANIHILACJA
„Anihilacja”, choć nic na to nie
wskazywało, okazała się jednym z najlepszych Marvelowskich eventów. Historia,
której publikacja na naszym rynku zajęła rok, była prawdziwym powiewem
świeżości, jeśli chodzi o podobne komiksy superohaterskie. Jej twórcy
zrezygnowali z obecności największych gwiazd ze swojej stajni, głównymi
bohaterami uczynili postacie drugoplanowe i takie, które dotychczas przewijały
się przede wszystkim w tle, historię natomiast zbudowali na podobnych zasadach,
co „Gwiezdne Wojny”, z tym, że w poważniejszy sposób. W konsekwencji powstał
twór naprawdę udany, mający rewelacyjne momenty (miniseria „Drax Niszczyciel”)
i wciągający. Teraz nadszedł czas ciągu dalszego i muszę przyznać, że
„Anihilacja: Podbój” to komiks równie dobry, co jego poprzednik.
Anihilacja dobiegła końca, jednak konsekwencje
wielkiej wojny wciąż są odczuwalne we wszechświecie. Całe sektory galaktyki
obróciły się w ruinę, wiele cywilizacji albo przestało istnieć, albo też
cofnęło się w rozwoju. Niektórzy jednoczą się w obawie przed kolejnymi
zagrożeniami, inni natomiast starają się zdobyć jakieś korzyści posuwając się do
przemocy. Quasar i Moondragon bronią kogo mogą, starają się zaprowadzać
porządek, ale w trakcie jednej z kolejnych walk pierwsza z nich słyszy w swojej
głowie tajemniczy głos. Głos wzywający ją by kogoś odnalazła…
Tymczasem Star Lord i Nova działają
na różnych frontach. Ten pierwszy już niedługo będzie musiał połączyć siły z
kosmicznymi straceńcami, Grootem, Mantis i Rocketem, dając początek Strażnikom
Galaktyki, by wykonać niebezpieczną misję. Ten drugi stara się udźwignąć na
swoich barkach obowiązki całego korpusu Nova. A nowy wróg, chcący urządzić
wszechświat według własnego planu, nie śpi…
„Anihilacja: Podbój” to kawał
dobrego komiksu w realiach spektakularnych kosmicznych bitew i olbrzymich
zagrożeń mogących niszczyć całe światy. Jeśli podobają się Wam Marvelowskie
serie „Star Wars”, tym dziełem będziecie zachwyceni. Dlaczego? Bo to świetnie
napisany, poważny i klimatyczny komiks wojenny, dobrze pokazujący konflikt
dziejący się gdzieś we wszechświecie. Akcji i widowiskowych scen tutaj nie
brakuje, jest nuta patosu, tajemnica i ciekawi bohaterowie, którzy najczęściej
w głównych opowieściach Marvela nie mają szans zabłysnąć, a przecież często są co
najmniej tak samo ciekawi, jak ci czołowi. Sama fabuła też jest znakomita,
napisali ją zresztą ci sami twórcy, którzy odpowiadali za sukces „Anihilacji”: Dan
Abnett, Andy Lanning, Christos N. Gage i ojciec „Lobo” Keith Giffen.
Na plus w porównaniu do
poprzedniego eventu zmieniły się natomiast rysunki. W „Anihilacji” były one
głównie cartoonowe i dość uproszczone, teraz album oferuje realistyczną,
bardziej złożoną i skupioną na szczegółach kreskę, która wygląda po prostu
znakomicie. Tamta też miała swój urok, jeśli jednak mam być szczery, wolę takie
ilustracje, jak w „Podboju”. Do tego mamy znakomite wydanie w twardej oprawie,
wydrukowane na papierze kredowym i fakt, że to jeszcze nie koniec. Historia
dopiero się rozwija, jej zakończenie poznamy w kolejnym tomie, ale już teraz
wiadomo, że jest na co czekać. Ja ze swej strony polecam, tak „Podbój”, jak i
znakomitą „Anihilację”.
Komentarze
Prześlij komentarz